Opublikowany przez: kaska193 2013-11-06 23:55:06
Mój synek po urodzeniu ważył 4570 gramów. Od samego początku chciałam go karmić piersią. Miałam cesarskie cięcie i na początku bardzo mało pokarmu. Stasio był ciągle głodny. Może właśnie dlatego porobił mi malinki i poranił brodawki. Każde przystawianie do piersi powodowało taki ból, że łzy same płynęły. Ja się nie poddawałam i miałam nadzieje, że minie. Ale brodawki długo się goiły i mały ciągle trafiał w bolące miejsca, leciała krew. Zakupiłam laktator i ściągnięty pokarm podawałam butelką. Ale i od laktatora miałam popękane brodawki w innych miejscach. Zaczęłam zdajać pokarm ręcznie aby wszystko się zagoiło. Pokarmu było tak dużo, że zaczęłam go zamrażać. Było mi smutno, bo myślałam, że Stasio nie będzie chciał ssać więcej z piersi tylko z butelki. Stopniowo wszystko wracało do normy. Dwa tygodnie później dostałam dreszczy i wysokiej gorączki, piersi zrobiły się twarde. Szybko pojechałam na pogotowie, okazało się ze to zapalenie piersi. Dostałam apap. Trzy dni gorączka nie ustępowała. Przykładałam zimne liście z kapusty. Po trzech dniach wyskoczyły mi trzy opryszki, zrobiły się zajady, wyskoczyły grzyby na języku, ból kości. Mój organizm był tak osłabiony, że nie miałam siły nawet zajmować się dzieckiem. Pojechałam do swojego lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyki i dał lek na zanik pokarmu. Wykupiłam leki i wróciłam do domu. Miałam już w ręku leki i w tym momencie łzy popłynęły, bo przecież ja chciałam karmić …. poczułam się bezużyteczne dla swojego synka. Pomyślałam, że wezmę wieczorem, później, że na drugi dzień i nie wzięłam. Byłam zadowolona ze swojej decyzji… chociaż było ciężko. Mąż bardzo mnie wspierał i wyręczał ze wszystkiego. Odstawiłam w końcu butelkę i mały bez problemu ssał z piersi. Byłam szczęśliwa bo widziałam jaka jest różnica i jak przystawienie dziecka do piersi uspokaja go.
Dwa tygodnie później zaczęłam wyczuwać guzka na jednej z piersi. Ale pomyślałam, ze kapusta pomoże. Nie zapomnę tego zapachu nigdy. Wzięłam antybiotyk, później kolejny! Bezskutecznie. Ciągle karmiłam. Mały tez nie mógł go wyssać. Pojechałam do poradni laktacyjnej, miałam nadzieje, ze mocniejszy laktator pomoże. Niestety gorączka wróciła, łamanie w kościach i czerwone plamy na stawach. Pojechałam do szpitala, okazało się, że to jest już ropień. Pod znieczuleniem ogólnym nacięto mi pierś, ściągnięto ropę i włożono drena. Codziennie musiałam jeździć tez na zmianę opatrunku. Znowu musiałam synka odstawić od piersi i ściągać z piersi pokarm (co 3 godziny). Wtedy kiedy byłam w szpitalu i przez kolejny tydzień przydał się zamrożony wcześniej pokarm. Miałam dylemat czy dostawiać małego do piersi gdzie był ropień. Bałam się, czy nie przedostaną się jakieś bakterie? Długo szukałam odpowiedzi na stronach internetowych i znalazłam podobny przypadekJ który bardzo mi pomógł. Skoro karmiłam przed nacięciem gdy był gózek to co miało się dostać to się już dostało. Po tygodniu więc zaczęłam małego dostawiać do piersi, potrafił pięknie ssać i nie przeszkodziło to, że ssał z butelki. Nadmiar pokarmu musiałam nadal ściągać. Mroziłam go na wszelki wypadek. Mimo, że wiedziałam, że kanał mleczny może się nie zrosnąć nadal chciałam karmić małego, nawet gdybym miała mieć nacinane kolejny raz. Naprawdę warto było karmić piersią. Moje mleko mu służyło a ja czułam się spełniona jako matka, a kontaktu z matką nic nie jest w stanie dziecku zastąpić.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.