Opublikowany przez: monika.g 2015-11-24 12:44:00
Żałuję, że nie zakładałam plecaka, żeby przejść Amerykę Południową, zatrzymując się na kanapach znajomych z couchsurfingu. Mogłabym poznać świat oczami lokalnych mieszkańców, zdobyć bezcenne doświadczenia i kontakty. Moja znajoma wyjeżdżała przez trzy lata na całe studenckie wakacje do Portugalii, gdzie ze znajomymi surfowała, zwiedzała, prowadziła kolektywne spokojne życie. Właśnie przeprowadziła się tam na stałe, do chłopaka. Zazdroszczę jej. Wolności, nowości, przygody. Żałuję, że ja nie zdążyłam powłóczyć się po świecie, pobyć singielką, która każdego dnia może zdobywać świat na nowo.
Żałuję, że trzymałam się obowiązków i zdobywania doświadczenia w fascynujących mnie dziedzinach, zamiast szukać wrażeń w miejscach, w które mnie los rzuci. Mogłam przecież zrobić sobie rok przerwy i zwiedzić świat. Mogłam wszystko.
Najbardziej jednak żałuję, że nie byłam typem osoby, która jest żądna wrażeń. Bo ja mogłam i mogę wszystko, tylko tak naprawdę nie wybieram przygód i podróży. Moja rodzina jest moim wyborem. Światy, które zwiedzam dzięki córce i mężowi są dla mnie ciekawsze i bardziej wartościowe. Dlaczego zatem z wypiekami na twarzy słucham opowieści ludzi, którzy wyruszyli, by poznać nieznane? Dlaczego każdą z takich opowieści przeżywam przez kilka dni, czując szczerą zazdrość?
Zaznaczę tu jednak, że bardzo rozdzielam zazdrość i zawiść. W zawiści widzę samo zło, wyniszczające osobę zawistną oraz złorzeczące obiektowi owego uczucia. Zazdrość znaczy dla mnie natomiast tyle, że „też bym tak chciała/żałuję, że ja tego nie robię”, ale bez chęci odebrania radości obiektowi moich uczuć. Znam więc dobrze uczucie zazdrości, które budzi się we mnie po każdej ciekawej opowieści i wielokrotnie już zastanawiałam się co ono tak naprawdę oznacza. Czy rzeczywiście żałuję mojego życia? Ani trochę. Może mogłam kiedyś coś tam zrobić, ale z bardzo konkretnych powodów (których sobie teraz oczywiście nie przypominam) wybrałam inną drogę.
Nieśmiało zaczęłam ostatnio myśleć, że przecież mogłabym teraz… Więc zaczynam planować i znów się sama stopuję. „Ale jak? – myślę sobie – przecież za dwa lata moja córka pójdzie do szkoły, nie będziemy mogły wyjechać na dłużej”. I kiedy tak myślę o tych wszystkich przyszłych przygodach, one oddalają się – a to z powodu szkoły, a to pracy męża, a to braku środków, a to… mogłabym tak w nieskończoność. I wtedy przypominam sobie o byciu tu i teraz.
Może właśnie teraz przyszedł w moim życiu moment, w którym jestem gotowa i naprawdę chętna, by zrobić coś więcej. By się ruszyć bez planu i zobaczyć jak to będzie. Przecież większe i mniejsze podróże i przygody są na wyciągnięcie ręki. Zamiast dalekiego kontynentu może być mazurska wieś, zamiast rumuńskich zamków – nasze, śląskie. Bo to, co łączy moje wszystkie „żałuję”, to element nieznanego i powolne odkrywanie, poznawanie, smakowanie.
Nie żałuję, że moje życie jest takie, jakie jest. Żałuję, że patrzę wstecz („trzeba było”) lub w przód („mogę kiedyś”) zamiast teraz poszukać sobie przygód na miarę moich możliwości.
Oczywiście, że mogę przeprowadzić się do Portugalii i zamieszkać z nowym chłopakiem (no, przynajmniej teoretycznie), tylko po co? To nie moje marzenie. Ja chcę się snuć po Portugalii z moją rodziną i wspólnie zdobywać świat. A że nie ma czasu, że drogo, że milion „ale”? Wszystko jest kwestią odpowiedniego planowania i przygotowania. Nie, nie żałuję, że nie zdążyłam – bo to bujda! Trzymam tylko kciuki, żeby kiedyś nie żałować naprawdę. A teraz kupuję bilety lotnicze do Wrocławia (9 zł!) i wybieram się na targi książki i jarmark świąteczny – w zeszłym roku żałowałam, że nie byłam, w tym – witaj, przygodo!
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.