Opublikowany przez: LwiaMatka 2019-05-20 22:56:19
Dzieci w pierwszych kilku latach swojego życia, działają na pograniczu geniuszu. Ich umysł jest wolny od sztucznych podziałów i uprzedzeń, swobodnie eksperymentują, tworzą, intuicyjnie badają i poznają otoczenie. To reakcje najbliższego otoczenia, normy społeczne w które je wkładamy i kanony powtarzalnych i oczekiwanych zachowań odbierają im ten błysk nieskrępowanego eksplorowania świata. Czy krzywe spojrzenie, westchnięcie z dezaprobatą lub otwarta krytyka mają aż tak dużą moc nad przyszłością naszego dziecka? Jak nie podcinać dzieciom skrzydeł? Sprawdź, czy nie jesteś toksycznym rodzicem (i zawczasu skoryguj to, co niepotrzebne).
Dzieci bardzo często nie pokazują nam pełnego spektrum swojego potencjału z obawy przed krytyką, niezadowoleniem czy zdenerwowaniem rodzica. To, na czym dzieciom (szczególnie małym) najbardziej zależy, to miłość i aprobata rodzica. Dla tych czynników potrafią zrobić naprawdę wszystko, nawet działać wbrew sobie i własnym przekonaniom. Potrafią nawet przekonać siebie, że ich marzenia to tylko głupie gadanie. Że to, w czym są dobre jest bezużyteczne. Tylko czy na pewno tego chcemy dla naszych dzieci? Jakie słowa, komentarze, a nawet spojrzenia rzucane bezmyślnie, mogą zdusić potencjał naszego dziecka?
Spodziewanie się, że naszemu dziecku „to na pewno nie wyjdzie”, to jeden z najjaskrawszych przejawów klasycznego podcinania skrzydeł. Początkowo dzieciom będzie zależało na udowodnieniu nam za wszelką cenę, że jednak wyjdzie. Dobra ich, jeśli od razu się uda. Ale jeśli nie(a w 90% za pierwszym razem się nie uda) to usłyszenie od rodzica „A nie mówiłem, że to nie dla Ciebie” będzie jak cios w plecy. Takim rodzicom dzieci nigdy do końca nie pokażą, jaki drzemał w nich potencjał. Skoro dziecko podejmuje aktywność, stara się, szuka w czym jest dobre, sprawdza swoje możliwości, wysila się a nas, rodziców, stać tylko na ochładzanie entuzjazmu, umniejszanie znaczenia wydarzenia czy straszenie skutkami porażki, to to nie jest ochrona dziecka przed światem. To zwykły mobbing. Tyle, że od najbliższej dziecku osoby. Nie obroni się przed nim. Brzmi wystarczająco strasznie? Powinno.
2. Presja sukcesu (negowanie porażek)
Skoro nam samym nauka różnych czynności przychodziła nie od razu, dlaczego oczekujemy od naszych dzieci 100%-owej skuteczności już przy pierwszym podejściu do tematu? Strach przed porażką paraliżuje. Obrazy niezadowolonych, rozczarowanych czy (o zgrozo) prześmiewczych reakcji rodziców, paraliżuje dzieci bardziej niż nam się wydaje. Przeglądają się w oczach rodziców, szukając potwierdzenia własnej wartości, którą utożsamiają bardzo często z umiejętnościami czy szybkością przyswajania wiedzy. Gdy coś nie wychodzi tak jak powinno od razu, po nieprzychylnym komentarzu rodzica (czy „wymownym milczeniu” z „TYM spojrzeniem”) ich poczucie wartości i wiara we własne możliwości spada na łeb na szyję. I czasem się nie podnosi. Porażki są niedoceniane i za mało się o nich rozmawia. Warto podejść do nich nie jak do pretekstu do wyśmiania z powodu podjętej próby (z rodzicielskim „A nie mówiłem?”), a raczej jak do zdarzeń szlifujących nasze umiejętności. Do etapu, który był potrzebny, by wejść na wyższy poziom. Oswajanie z porażkami, które są wpisane w każdą dyscyplinę, pomoże dzieciom oswoić ich istnienie i zredukować stres z nimi związany. Nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Jak mawiał pewien góral w dziecięcej szkółce narciarskiej: „Kto se nieee wywróci, ten se nieee naucy”. Ot i tyle. Do zapamiętania.
3. Zasiewanie strachu
Nauka uważności i rozwagi w działaniu a zasiewanie w dziecku strachu przed każdą nową aktywnością, nie powinno się rodzicom mylić. A jednak – wzbudzanie w dzieciach strachu to częsta przypadłość rodziców-asekurantów. Kierowanie komunikatów w stylu: „Zielona szkoła? A co, jeśli autokar będzie miał wypadek? A jeśli będziesz tęsknił za mamą? A gdy się rozchorujesz i co wtedy?” przeważa szalę obaw i niepewności dziecka nad chęcią sprawdzenia się w nowej sytuacji. Transferowanie na dziecko własnych „strachów” i zahamowań to zubożanie jego kapitału odkrywcy i eksploratora. To, że my się czegoś boimy (pływania, robaków, ciemności) wcale nie oznacza, że tego samego ma się bać nasze dziecko. Choć oczywiście, jeśli je do tego przekonamy, to tak zapewne się stanie. Nasza postawa (reakcje, okrzyki ale też surowe zakazy i tłumaczenie „nie, bo nie!” miast rozmowy wyjaśniającej) zaprogramuje naszego malucha na niekonfrontowanie się z danym zagadnieniem i możliwe, że już nigdy do niego naturalnie nie powróci (np. do nauki pływania). Czy aby na pewno o to nam chodzi?
4. Straszenie skutkami porażki
„Jak nie przebiegniesz tego dystansu w określonym czasie , to cała szkoła zobaczy jak słabo biegasz”. Aż chce się odpowiedzieć: „No i co z tego!”. Jednak nie każde dziecko ma siłę tak odpowiedzieć na nieznoszący sprzeciwu ton rodzica lub wymowne przewracanie oczami. A nawet jeśli tak odpowie, to w środku pomyśli jak rodzic – „Ma rację, wszyscy mnie wyśmieją i będzie fatalnie. Lepiej w ogóle nie zaczynać z tym bieganiem, po co sobie wstydu robić”. I już. I po pomyśle. I po aktywności. A kto wie, może jeśli nie zostałby zawodowym lekkoatletą, to zaraziłby się innym sportem który stałby się jego mocną stroną, przepustką do lepszych studiów, kariery zawodowej? A tak? Strach przed porażką, zasiany przez własnego rodzica, obezwładnia. Bo komu dzieci mają ufać najbardziej, jeśli nie rodzicom właśnie?
5. Problem na każde rozwiązanie (wymówki)
Inaczej „gaszenie” każdej inicjatywy i obracanie jej w coś bezwartościowego. Jakikolwiek nie byłby to pomysł, ale zainicjowany przez dziecko, jest to pomysł kiepski. Bo wymaga czasu, bo dużo sprzątania, bo „nie teraz”, bo „po co Ci to” itd. Jest to pewien rodzaj stwarzania wymówek na własne lenistwo czy brak pomysłu na siebie - nie podejmowanie się aktywności, bo zawsze coś stoi na przeszkodzie. Niektórzy rodzice charakteryzują się niezwykłą fantazją w wymyślaniu kolejnych wymówek – zarówno na zaniechanie własnych aktywności jak i negując zasadność aktywności dziecka. Wyuczoną bezradność bardzo łatwo przenieść na młodsze pokolenie. Zupełnie bezużyteczna cecha, która w żaden sposób nie pomoże naszemu dziecku ani w dzieciństwie, ani w dorosłym życiu.
6. Wyręczanie we wszystkim
To częsta przypadłość matek-kwok, które dla swojego „dziubaska” świat odwrócą w drugim kierunku. Wyręczanie na zasadzie: „Daj, ja zrobię bo Ty zrobisz źle / zepsujesz / nierówno, brzydko itp.” na starcie podkopuje pewność siebie dziecka w większości aktywności. Dlatego rodzicu – wyręczając dziecko w czymkolwiek, nawet jeśli masz dobre chęci i robisz to miło i ochoczo, zastanów się, jaki kapitał umiejętności i cech chcesz w nim wyrobić na przyszłość. Niechęć podejmowania nowych czynności to tylko jeden ze skutków nadmiernego wyręczania we wszystkim. Drugim, groźniejszym skutkiem jest poważnie zahwiane poczucie własnej wartości. Dziecko wierzy, że wszystko zrobi źle lub gorzej. Z takim obciążeniem będzie mu niezwykle trudno zarówno w relacjach z rówieśnikami jak i w dorosłym, odpowiedzialnym życiu.
7. Obrzydzanie aktywności, które są nam nie po myśli
Każdy rodzic, w mniejszym lub większym stopniu, ma jakieś oczekiwania względem własnych dzieci. Oczami wyobraźni widzimy je jako słynnych sportowców, popularnych prawników, światowej sławy lekarzy… Jeśli ich zainteresowania są dalekie od naszych oczekiwań, świadomie lub nie możemy dzieci zniechęcać do rozwijania się w wybranej przez nie dziedzinie. Mało tego – swoim zachowaniem i reakcjami możemy sprawić, że dziecko poczuje się gorsze i niegodne rodzicielskiej miłości z powodu tego, co je interesuje. W jaki sposób? Lekceważącymi komentarzami, umniejszającymi znaczenie danej dziedziny ale i.. brakiem chęci podejmowania tematu. Rzucone od niechcenia „To nie dla ciebie”, „Weź się za coś prostszego”, „Marnowanie czasu”, odbieramy dzieciom wrodzoną chęć pokonywania przeciwności i przeszkód w celu poznania, odkrycia czy nauki. Umniejszamy ich dotychczasowe dokonania w danym aspekcie i zniechęcamy do podjęcia wysiłku, aby ukończyć zadanie z sukcesem.
8. Porównywanie
Nieśmiertelne w każdym już chyba pokoleniu, upiorne i uporczywe porównywanie. W etapach rozwoju, ocenach, zajęciach pozalekcyjnych i tempie nauki. Nikt z porównujących rodziców nie chciałby być na miejscu własnych dzieci, a mimo to nękają je porównaniami do Adasia, do Karolka czy innego Mateuszka – że ten już sam jeździ rowerkiem, ten najszybciej biega w klasie a tamten zna tabliczkę mnożenia do miliarda już w zerówce. Kochany rodzicu – każde dziecko jest inne! I każde jest po swojemu wyjątkowe! Ma odrębny i unikalny zestaw talentów i umiejętności. W innym czasie rozwija każdy z nich, uczy się siebie i odkrywa w czym jest dobry. Doceń te etapy i podejmowane próby. Indywidualnie. Jeśli nie podkopiesz tego dziecięcego potencjału niemądrymi porównaniami, będą z niego ludzie.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.