Opublikowany przez: ULA 2012-08-30 13:23:20
Kiedy i dlaczego zdecydowaliście się na zapłodnienie in vitro?
Dagmara Weinkiper-Hälsing: Po dwóch latach naszego związku ja i mój mąż postanowiliśmy rozszerzyć naszą dwuosobową rodzinę o kolejnego jej członka. Początkowo spontanicznie, romantycznie z uśmiechem na ustach, po kilku miesiącach nerwowo obserwując śluz, faszerując się różnymi medykamentami (wiesiołek, maca, promen), dbając o dietę, sposób życia i oczywiście stosując testy owulacyjne.
Nasze współżycie było mechaniczne, co do godziny, niemalże minuty, bo właśnie teraz trzeba, bo teraz może się uda. To był bardzo trudny dla nas okres i czuliśmy się bardzo osamotnieni. Coraz więcej było wokół nas par posiadających potomstwo, byliśmy przewrażliwieni i wszędzie widzieliśmy tylko ciąże, dzieci, wózki. Wszędzie, tylko nie w naszym życiu...
Bardzo trudno było nam odnaleźć się w zawierusze codzienności. W pracy nie potrafiłam się skoncentrować, zaangażować, nic nie było tak ważne jak ta obsesyjna myśl, że coś jest nie tak, coś jest z nami nie tak. Wszystkim się udaje, a nam nie. Staliśmy się społecznymi odludkami, zamkniętymi w naszym wspólnym nieszczęściu.
Po roku bezskutecznych starań skontaktowaliśmy się z lekarzem ginekologiem. Ten po przeprowadzonym wywiadzie skierował nas do państwowej kliniki leczenia niepłodności. Tam przeprowadzono standardowe badania i oceniono nasze szanse i możliwości. Kombinacje mojego PCOS oraz bardzo słabe wyniki nasienia męża nie dawały nam szans na samodzielne, naturalne poczęcie.
Zadano nam pytanie, czy chcemy podejść do IVF, zgodziliśmy się. Dla nas "wyrok in vitro" był swoistym wybawieniem. Odsapnęliśmy, byliśmy w rękach fachowców, od początku wierzyłam w doktorów :-) Nie pomyliłam się.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
46.113.*.* 2012.09.01 15:18
Może jeszcze raz, coś mi wcięło mam nadzieję, że to nie działanie moderacji bo byłoby to dyskredytujące. Jeżeli Michael Jordan wyda pamiętnik i napisze o sobie, że był najlepszym latającym czarnuchem, to traktujemy taki zwrot jako figurę stylistyczną, Jednakże jeśli w dyskusji nad jego książką biała amerykańska kobieta zamieści wpis, że Jordan był latającym czarnuchem to może sprzedawać cały swój dobytek, a i to będzie mało. Różnica mała acz zasadnicza. Zrozumiano?! Odnośnie mojej pychy to sam o niej pisałem, jednakże mam taką przypadłość nie pasującą być może do tego narodu, że nie zabieram głosu w tematach, w których moja wiedza, nie jest większa niż przeciętna. Ot takie dziwactwo. Tak więc, po raz kolejny ponawiam apel, zacznijmy od elementarza czyli od wzmiankowanych wcześniej definicji ważnych dla tej dyskusji pojęć.
46.113.*.* 2012.09.01 10:05
Co za czasy: jeżeli Michael Jordan napisze w swoim pamiętniku, że jest wielkim latającym czarnuchem to traktujemy to jako figurę stylistyczną, ale jeśli jakaś biała amerykańska panienka w dyskusji, w której pada wiele różnorakich zdań na temat jego osoby, a ona napisze ten wielki latający czarnuch i jeszcze weźmie to w cudzysłów, to może zacząć sprzedawać swój dobytek. Zrozumiano? Eureka! Tak w tym temacie zjadłem wiele rozumów i z zasady, nie dyskutuję w tematach w, który moja wiedza nie jest większa niż przeciętna. Tak więcej apeluję, zacznijmy od elementarza i jeszcze raz odsyłam do definicji wzmiankowanych wcześniej pojęć. Bez tego ta dyskusja to jako lokata w amber gold.
95.49.*.* 2012.08.31 20:53
Nie bronię nikogo, ale słowo "bida" użyła sama autorka książki, więc zgadzam się z wypowiedzią, że nie czytasz ze zrozumieniem. A Ciebie dyskwalifikuje w rozmowie fakt, że jesteś pyszny i wydaje Ci się, żeś zjadł wszelkie rozumy [o tym świadczy Twoja wypowiedź nt. czyiś ocen].
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.