Opublikowany przez: Kasia P. Źródło artykułu: Dorota Lipińska 2015-02-13 08:54:49
Kobieta w ciąży rozkwita. Może być gruba, spuchnięta, niewyspana, ale rozkwita – nową energią, która krąży w jej żyłach. Pod koniec jaśnieje niczym żarówka radioaktywna, a potem… potem jest ten pierwszy czas RAZEM, który jest tak indywidualny i subiektywny, że nie ośmieliłabym się silić na generalizowanie. U mnie ten czas był taki, że byłam gruba, spuchnięta, niewyspana i nieszczęśliwa. Słyszałam jednak mnóstwo historii o hormonalnym haju i ekstatycznym pierwszym okresie po porodzie. Jakkolwiek różnie zaczynamy, potem zwykle układa się podobnie. Mijają dni, tygodnie, podczas których jest niezmiennie. Oczywiście, pełno jest codziennych zmian rejestrowanych aparatem w telefonie – tysiące identycznych zdjęć, ale w różnych śpiochach i z miną zawsze inną, choć tylko my widzimy różnicę. Sama mam kilkanaście tysięcy zdjęć z pierwszego roku mojej córki i nikogo chętnego, żeby to przejrzeć i ułożyć.
Te kilka miesięcy, które spędzają ze sobą mama i dziecko jest czasem wyizolowanym z czasu. Jest jak bańka, spoza której nie dochodzą żadne dźwięki. To taki czas, który ta dwójka daje sobie i czerpie z niego. A potem kobieta powoli się zmienia. Zaczyna znów odwiedzać regularnie fryzjera. I ubiera się coraz częściej inaczej niż w dresy, przypomina sobie, że uwielbia również inne smaki niż te, które były bezpieczne, gdy karmiła dziecko piersią. I zakłada czasem buty na obcasie.
Gdzieś wtedy właśnie przychodzi moment, który mnie absolutnie wzrusza. Ten jeden na milion. Ten, który chciałabym uchwycić (zamiast tego tysiąca zdjęć bobasa na macie, na dywanie, na kocu, na kolanach, na trawie, na podłodze, na kanapie etc.). Ten moment, który u siebie przeoczyłam, a który widzę u znajomych mam (a znam ich bardzo wiele ze względu na charakter mojej pracy). To ten moment, kiedy nasza „bańka” zaczyna być za ciasna, kiedy chcemy znowu czegoś więcej od życia niż bycia mamą, kiedy chcemy być sobą – spełniając się w wielu rolach. To ten moment, kiedy robi się ciasno i kiedy w ten miękki, kobiecy sposób naginamy czasoprzestrzeń, rozciągając tę bańkę. Potem, kiedy dziecko na co dzień jest w przedszkolu, a my w pracy, ten czar, o którym piszę, znika. To magia tego momentu, kiedy jeszcze jedziemy na dopalaczu, jakim jest czas z maluchem – spokojny, regularny rytm codziennego funkcjonowania, a jednocześnie wracamy do siebie – kobiety aktywnej, seksownej, pewnej (choć jestem w pełni świadoma, że nie zawsze mamy tę pewność). To jest moment, którego moc chciałabym dla każdej z nas uchwycić i zawiesić na szyi w sekretniku ze szczerego złota.
Piszę o tym dzisiaj, bo choć nie pamiętam siebie w tamtym momencie, nadal go czuję. Dla mnie to pomieszanie rozczulenia, poczucia bezpieczeństwa, ale też odpowiedzialności oraz przynależności – a „przynależność” to moje słowo-klucz do odczuwania pełną piersią. A propos – jeśli nie słyszałyście nigdy piosenki Natu Przybysz „Miód”, zróbcie to teraz. To piosenka o nas – o kobietach, o naszych piersiach i naszej prawdzie.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Stokrotka 2015.02.16 11:26
To prawda, wspaniały czas, i taki niepowtarzalny.. bo za każdym razem jest inaczej..
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.