Opublikowany przez: annas82 2011-10-01 18:06:57
Pierwsza moja ciąża była totalnym zaskoczeniem dla mnie, mojego (jeszcze wtedy nim nie był ) Męża, naszych rodziców. Byliśmy ze sobą już ponad 6 lat, prawie rok wcześniej zaręczyliśmy się i już mieliśmy zaklepany termin ślubu. Nawet suknie ślubną już wybrałam i była pierwsza przymiarka, gdy nagle okres opóźniał się już o wiele dłużej niż zazwyczaj. Cykle miałam zawsze długie i nieregularne, więc odchylenia nawet o kilka dni to już była norma.
Tym razem czekałam, czekałam i nic. Mąż stwierdził, że muszę zrobić test ciążowy, bo nie ma sensu czekać dłużej … wóz, albo przewóz… Broniłam się przed tym rękami i nogami, bo w moich planach nie było na razie mowy o dziecku … kończyłam studia (za 3 miesiące miałam się bronić), za chwilę miał być ślub i w ogóle co rodzice powiedzą … Jednka za chwilę swojej słabości trzeba było zapłacić…
Zrobiłam test i wyszedł oczywiście pozytywny. Moja reakcja i mojego Męża – szok!!! Ale jak to??? W tamtym momencie (Mąż był wtedy daleko) padły różne głupie słowa, o których wolałabym zapomnieć, ale w sumie przyznaliśmy, że co się stało to się nie odstanie i trzeba zachować się dorośle i stawić temu czoła.
Po pierwszym szoku i decyzji, iż trzeba jak najszybciej powiedzieć o wszystkim naszym rodzicom zaczęliśmy się cieszyć i stwierdziliśmy, że to może tak miało być. Planowaliśmy zacząć starania o dziecko około roku po ślubie, ale może wtedy byłoby nam zbyt wygodnie żeby podjąć tą decyzję…
Do dnia ślubu brzuszka nie było prawie widać, choć córeczka nasza już dawała o sobie znać. Potem było wicie gniazdka, przygotowania do jej narodzin i wielka radość, gdy już przyszła na świat krótko po nowym roku.
Po jakimś czasie, gdy dziecko podrosło zapragnęłam iść do pracy. Studia skończyłam, a pracować nie zaczęłam, a czas leciał. Udało się jednak znaleźć fajną pracę, a córką najpierw opiekowała się babcia, a potem udało się zapisać dziecko do przedszkola.
Lata mijały, a ja ciągle nie mogłam się zdecydować na kolejne dziecko, choć z Mężem już na początku ustaliliśmy, że chcemy mieć dwójkę bąbli. Mąż już po około 3 latach od urodzenia córki zaczął mnie nakłaniać, ale ja nie chciałam. Wymyślałam tysiące powodów. Było mi zbyt wygodnie …odchowane dziecko, ciekawa praca, możliwość robienia tego co się chce … wizja pieluch i nieprzespanych nocy wręcz mnie przerażała.
Nadszedł jednak i dla mnie właściwy czas, a zważywszy na fakt, iż należę do ludzi, którzy gdy sobie coś zaplanują to to musi szybko dojść do realizacji, zabraliśmy się do dzieła. Niestety, tak jak pisałam wcześniej, gdy się już chce, to nie zawsze jest po naszej myśli. Staraliśmy się 5 miesięcy, aż w końcu zobaczyłam upragnione dwie kreski na teście. Był koniec sierpnia 2010r., zbliżała się nasza 5 rocznica ślubu. Byliśmy szczęśliwi i szybko podzieliliśmy się tą nowiną z naszymi rodzicami.
Niestety nasza radość długo nie trwała. Gdy zbliżał się termin usg zaczął mnie niepokoić ból brzucha i złe samopoczucie. Powiedziałam o tym położnej, a ona kazał mi wspomnieć o tym lekarzowi. Ten zalecił no-spę i zagroził szpitalem gdy to nie pomoże. Przerażona i zdezorientowana postanowiłam jechać prywatnie i zrobić sobie usg wcześniej. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że usłyszę to co usłyszałam. Poroniłam. Moje dziecko przestało się rozwijać około 6 tygodnia i ciąża obumarła! Łzy napłynęła same do oczu … na usta cisnęło się pytanie: „Dlaczego, co zrobiłam nie tak?” Nie wiadomo czemu tak się stało. Przy pierwszym poronieniu nikt nie dochodzi szczegółowo przyczyny.
Dostałam skierowanie do szpitala i wykonano wyłyżeczkowanie macicy … naszego dziecka już nie było…
Lekarze po zabiegu mówili, że staranie o kolejne dziecko mogę zacząć dopiero po upływie pół roku od zabiegu, a ja zwyczajnie nie chciałam czekać. Odczekałam tylko miesiąc, aż wszystko się wygoi i zaczęliśmy znów się starać.
Staraliśmy się i staraliśmy i nic…chęć bycia w ciąży była tak wielka, że przestałam się skupiać na uczuciach … była tylko ta chęć. Zauważyłam jednak, że jest coś nie tak z moimi cyklami i skonsultowałam się w tym temacie z lekarzem. Kazał robić testy owulacyjne i sprawdzić czy owulacja w ogóle występuje. Robiłam je 3 miesiące i sama nie wiedziałam już czy wszystko jest o.k., czy nie.
Przyszła wiosna, a ja nadal nie byłam w ciąży. Byłam zła na siebie, na Męża, na cały świat. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie … Gdy w kolejnym miesiącu test owulacyjny pokazał brak owulacji ode chciało mi się starań … miałam wszystkiego dość!
Zbliżała się Wielkanoc. Piątek przed świętami zaplanowałam urlop, by uporać się ze wszystkimi przygotowaniami. Będąc ostatni dzień w pracy poczułam się źle. Było mi niedobrze, bolała mnie głowa. Pomyślałam, że zaraziłam się od córki, która była wcześniej chora na grypę żołądkową. Pomyślałam: „No to pięknie, tyle pracy, a ja chora będę na święta”, ale znajoma zasugerowała coś innego … przecież zbliżał mi się termin okresu!
Jakoś nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Nie możliwe, przecież owulacji nie było, więc jakim cudem mogłabym być w ciąży?
Odczekałam do wielkanocnego poniedziałku i zaraz z rana zrobiłam test. Nic nie mówiłam Mężowi o moich podejrzeniach, bo po co skoro i tak pewnie nic z tego nie będzie … a tu niespodzianka! Na teście ukazała się druga, jeszcze bardzo nieśmiała, kreska!!! Znów szok, tym razem pozytywny.
Niedowierzając testowi zaraz po świętach pojechałam zrobić test beta hcg, który potwierdził ciążę.
Tym razem nie spieszyliśmy się z informowaniem rodziny o tym, że jestem w ciąż. Bałam się, że sytuacja się powtórzy. Pojechałam na wizytę do ginekologa, u którego na usg widać było zapłodnioną komórkę jajową. Cieszyła się, ale jednocześnie bałam …
Po kilku dniach zaczął mnie boleć brzuch i wieczorem zauważyłam lekkie krwawienie. Przerażona, na drugi dzień popędziłam do mojego lekarza. Na szczęście wszystko było o.k. Co ciekawe, na usg ukazały się dwa zarodki! Był jeden, a zrobiły się z niego dwa! Lekarz prosił jednak, żeby nie rozpowiadać radosnej nowiny, bo często jest tak że jeden zarodek samoczynnie obumiera i rozwija się tylko jedno dziecko. Zrobiłam jak radził i tylko Męża wtajemniczyłam w możliwość, która w 50% istniała. Rodzinie powiedzieliśmy tylko, że jestem w ciąży i że termin mam na koniec roku.
Gdy lekarz zrobił usg w 12 tygodniu były już dobrze widoczne dwa bąbelki, którym biją serduszka. Teraz mogliśmy się pochwalić faktem, iż spodziewam się bliźniąt i to jednojajowych!
Mąż był z początku przerażony wizją dwóch szkrabów, ale ja jakoś spokojnie do tego podeszłam. Pragnęłam tylko aby wszystko było w porządku i żeby dzieci były zdrowe.
Teraz już zbliżam się ku końcowi ciąży i wiem, że spodziewam się dwóch chłopców. Gdybym nawet teraz urodziła, dzieci, mają już duże szanse aby sobie poradzić poza macicą, co powoduje, że jestem spokojniejsza. Wierzę jednak, że uda mi się donosić ciążę przynajmniej, do bezpiecznego dla bliźniąt, 36 tygodnia.
Tak więc moi drodzy, mam nadzieję, że wyciągniecie dla siebie pewne wnioski i nie będziecie zbyt długo czekać, ani zbyt mocno się nastawić w staraniach o pociechę. Poza tym życie potrafi nas często zaskakiwać, tak pozytywnie, jak i negatywnie.
Tym co stracili swoje maluszki, spokoju ducha życzę, a starającym się, wytrwałości, bo i dla nich kiedyś na pewno zaświeci słońce!
Naskrobała i powspominała Anna S.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
malenstwo_1986 2011.10.09 20:45
oj Aniu to co opisalas to jeden wielki kolowrotek:)...moge tylko ci wpsolczuc pornienia i jednoczesnie gratulowac ze udalo sie zajsc ponownie w ciaze i jak na razie oby do sameog konca bez problemow donosci:)...masz racje duzo wspolnego...i faktycznie tak jest ze jak czlowiek bardzo chce nie wychodzi ale w pewnym momencie odpuszcza i bach sa dwie kreski:)...a i aporpo odczekiwania roznicy wieku miedzy dziecmi to wlasnie nie chcialam za dlugo czekac bo wiem,ze wizja ponownie wracania do pieluch,nieprzespanych nocy mnie przerazala:)...takze doskonale rozumiem i lacze w radosci:)
anetaab 2011.10.04 16:04
aż się spłakałam :)
monikamila 2011.10.04 12:23
Aniu pięknie to ujęłaś,wzruszyłam się:* życzę: zdrowia..
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.