Opublikowany przez: Bluebellmybell 2012-04-15 15:34:38
Gdy rodził się mój syn był ze mną mój partner. Wróciliśmy do domu we trójkę. Otrzymaliśmy pomoc od jego rodziców; wspólnie złożyli łóżeczko, zjedlismy obiad, który przywieźli. Pożegnaliśmy dziadków i kolejne dni mijały na poznawaniu synka i załatwianiu spraw urzędowych związanych z jego narodzinami. Po kilku dniach zostałam sama z noworodkiem i psem. Mój partner wracał z pracy później niż zwykle i wciąż coraz później. "Teściowie" przyjęli postawę, że "nie bedziemy sie wtrącać, abyś nie uznała, że ingerujemy w Twoje macierzyństwo". Synek złapał pierwszą infekcję, nie miałam czasu na sen, nie miałam czasu na prysznic, pies siedział pod drzwiami godzinami czekając na spacer. Miesiące mijały wedle schematu; ja sama z dzieckiem, psem, na głowie sprzątanie, pranie, gotowanie, karmienie. Partner wracał po 20tej i dziwił się, że nie ma w lodówce obiadu. W dniu gdy synek skończył 4 mce poprosiłam, aby jego ojciec wyprowadził się do swoich rodziców. Sądziłam, że bedzie mi paradoksalnie łatwiej bez niego i jego oczekiwań zamiast pomocy i empatii, samej z synem. I psem. Było strasznie, z macierzyński zbliżał się ku końcowi. Perspektywa zatrudnienia niani, powrót do pracy, walka z nadwagą (powstałą nie w efekcie pociążowym, ale paradepresyjnym - wówczas niewiele cieszyło mnie wieczorami tak jak bliskość lodówki). Ustaliliśmy kwestię dobrowolnych alimentów. Temat niani. Tak, wiem, że nie powinnam był aoczekiwać, że dziadkowie pomogą w opiece nad wnuczkiem, to nie jest zaden ich obowiązek, ale po cichu na to liczyłam. Otrzymałam jednak pomoc; comiesiąc otrzymywałam od dziadków mojego synka połowę wynagrodzenia dla opiekunki. Druga połową były alimenty otrzymywane od jego ojca. Tak, rozumiem, mogłabym nie dostawać nawet tego, to nie obowiązek, jednak było mi smutno, że synek spędza czas z obcą osobą.
Przestałam być kobietą, stałam się mamą, która pracuje. Działałam mechanicznie. Wstawałam wiele razy w nocy, o 5 rano zmęczona szykowałam sie do pracy, po pracy biegałam do dziecka i zajmowałam sie nim i psem, nie było odpoczynku. Mało uśmniechałam się do syna, byłam mało naturalna. Działałm jak automat. Nawet w nocy gdy synek płakał, wybudzana po 5,6 razy biegłam do kuchni napełnić mu buteleczkę zamiast ... przytulić i ukołysać. Mijały lata, synek w żłobku strasznie chorował, infekcja goniła infekcję, zwolnienia lekarskie brałam non stop i w pracy powiedziano mi, ze muszę wrócić do obowiązków w systemie zmianowym. Nie mogłam pojąć tej niesprawiedliwości, nie mogłam ogarnąć wizji przyszłości. Pracodawca był nieugięty. Znów niania, znów męczarnia finansowa, zmęczeniowa. Moja mama. Moja mama zawsze mi powtarzała, że nie ma obowiązku opiekować się moim synem, sporadycznie odwiedzała nas. Synek jej nie lubił, nie miał do niej zaufania, bał się jej makijażu, tembru jej głosu, wyczuwał napietą atmosferę między nami. Nie było jej w naszym życiu. Tata mojego synka pracował, a w weekendy długo sypiał. Przyjeżdżał wyspany, zabierał synka na kilka godzin do siebie.
Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej. Syn miał wiele potrzeb, niania byla kosztowna, wydatki się piętrzyły. Marazm! Nie miałam już sił na boksowanie się z zyciem, czułam się nie zrozumiana, czułam niesprawiedliwość. Dziecko jest dziełem dwojga ludzi, ale opieka nad nim spadła na mnie. Byłam zła, zazdrosna, że ojciec mojego syna może się dokształcać, spełniać swoje pasje, podróżować, że ma czas by zadbać o zycie osobiste, a ja? Ja byłam mamą.
Antydepresanty. Długo dojrzewałam do wizyty u specjalisty. Pierwsza tabletka ... Po 3 tygodniach ogarnęłam świat. Syn obudził się nie jak przez ostatnich kilka lat o 5 czy 5.30, ale o 7.45. Nie obudził mnie ani razu w nocy, chyba poprostu wyrósł z nocnych potrzeb. Tabletki działały, a ja ... Zobaczyłam jaki fajny jest mój syn, jak rośnie, jak się rozwija, że lubi dzieci, że jest bystry, że go chwalą. Nadal dorabiałam nocami pracując przy komputerze, ale już nie tak długo jak wczesniej, nadal rozumiałam nasze problemy, ale dzieki lekom wydały mi się mniej trudne. Przyszło lato i ... spotkałam kogoś kto nie wystraszył się kobiety z młodym dzieckiem. Było łatwiej, prościej niż dotąd, miałam oparcie i pomoc, miałam swoją własną prywatną sferę życia niezwiązaną z byciem matką. Jesteśmy ze soba do dziś. Syn ma dobry kontakt z ojcem, choć jedynie weekendowy. Mam pracę, schudłam. Czas goi rany, życie pędzi do przodu, choć moje wolniej jakby znacznie niż u jego taty. Niebawem urodzi się przyrodni brat mojego synka. Syn ogląda w domu ojca z zaciekawieniem łóżeczko dziecięce, czapeczki i śpioszki, podziwia, cieszy się. A ja? Cóż, było ciężko, było bardzo trudno przez te 6 lat, ale ostatnio gdy stałam przed szatnią w szkole mojego syna rano i czekałam na niego, zobaczyłam, że rozmawia z kolegami. Usłyszałam wtedy: ... nie, moja mama jest najfajniejsza, w ogóle nie krzyczy i ładnie wygląda". Warto było. Warto było korzystać czasowo z możliwości farmakoterapii, warto było wytrzymać tych kilka lat. Teraz może być już tylko lepiej. Latem wybieramy się nad morze, tak jak 2 lata temu, jesienią na spływ kajakowy. Jestem mamą, ale nie tylko.
Rozumiem jak trudno jest być samodzielną mamą, jak bolą towarzyszące lęki, trudy i problemy rodzinne. Ale pamiętajmy, wszystko mija. Nawet najdłuższa żmija:). Kocham Cię synku.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
164.126.*.* 2012.07.29 07:16
Jesteś mamą - ej chyba trolicą...... co ty półgłówku temu dzieciakowi przekażesz......
83.4.*.* 2012.07.28 19:20
Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. To z "Myśli Nieuczesanych" Leca.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.