Opublikowany przez: Isiunia 2012-06-24 20:41:13
Ostatnio poproszono mnie, abym napisał dla Familie.pl, artykuł o tym, jakie są według mnie podstawowe błędy wychowawcze.
„Ja? Przecież, ja nie mam dzieci!” – pomyślałem. Natychmiast jednak przypomniało mi się, że przecież kiedyś bardzo interesowałem się tym tematem.
Chwyciłem za kartkę papieru i od razu się zdziwiłem, bo jako pierwsze przyszły mi do głowy pruskie metody wychowawcze.
„Czyżby było ze mną już tak źle?” – zmartwiłem się. Szybko jednak odetchnąłem, zdając sobie sprawę, że moje zdanie o Prusakach i ich metodach zawiera się w kilku mało pochlebnych wyrażeniach.
Po chwili na kartce pojawiły się nazwiska moich największych idoli: Marii Montessori, która stworzyła metodę wychowania dzieci, ze szczególnym naciskiem na ich wolny i swobodny rozwój, i Rudolfa Steinera, założyciela szkół Waldorfa. Niestety zajmowałem się nimi już tak dawno temu, że musiałem wesprzeć się Internetem.
Gdy po wpisaniu nazwiska „Montessori” zobaczyłem dwa zdjęcia z przełomu XIX i XX wieku, włosy stanęły mi dęba: „Przecież ona nie żyje już od 60 lat! Jak mogę pisać o metodach wychowawczych kobiety, która nie zaznała problemów pokolenia dorastającego w dobie komórek, tabletów, galerianek i słoneczek.”
Na szczęście z odsieczą ruszyły mi wspomnienia z przeszłości. Szczególnie jedno, gdy siedziałem na sofie z synkiem mojej dziewczyny: prawdziwym blondwłosym aniołkiem. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle tenże aniołek chwycił mnie za przedramię po to by zaraz bezlitośnie wbić we mnie swoje małe i ostre jak u piranii ząbki. Byłem tak zaskoczony, że przez pierwszą sekundę nawet nie drgnąłem. A ząbki zaciskając się miarowo na mojej skórze drążyły w niej coraz większą dziurę. Gdy wreszcie dotarło do mnie, że właśnie jestem gryziony i że to chyba jednak boli, moje neurony powoli zaczęły się rozgrzewać:
„Co ja mam teraz zrobić? Zwrócić mu uwagę? Zabrać rękę? Co by zrobiła Maria Montessori?” Podczas gdy tak się zastanawiałem, ząbki nieustępliwie kąsały.
„Rudolfie Steinerze, gdzie jesteś?!” zaczynałem tracić fason dochodząc powoli do granicy wytrzymałości na ból.
„Aaa!” – moje gardło zaalarmowało nagle całkiem spontanicznie wszystkich zebranych (ja w tym czasie próbowałem sobie przypomnieć czy „Aaa” było jednym z postulatów Rudolfa?).
„Synku, co ty robisz?!” – usłyszałem głos mojej dziewczyny, która nadbiegła z pomocą.
„Tak nie wolno. To nie jest dobre zachowanie. Przecież to Przemka boli. Mogłeś zrobić mu krzywdę ” – mówiła do aniołka pokazując mu dwa rzędy małych, sinych lejów powstałych na moim przedramieniu.
Maluch trochę się zasępił. Zrobiło mu się głupio, więc przytulił się do mnie pojednawczo i przeprosił.
To wspomnienie mnie olśniło: moja dziewczyna zareagowała prawidłowo. Nie ważne jak mądre teorie wymyślają codziennie całe masy bystrych głów. W niektórych sytuacjach nie ma czasu na zastanawianie się, jakiego modelu wychowawczego użyć i do czyich zaleceń się odwołać. W konfrontacji z problemami życia codziennego liczy się błyskawiczna reakcja, a matki posiadają niezwykły dar, który sprawia, że odpowiednio reagują w obliczu niepożądanych zachowań.
Co więcej, wydaje mi się, że trudno w kontekście wychowania mówić o błędach, bo każda rozsądna mama (pomijam tu przypadki patologiczne) instynktownie wychowa swoje dziecko tak, aby jak najlepiej poradziło sobie w otoczeniu, w jakim przyszło mu żyć.
Moja krótka przygoda z zębami aniołka pozwoliła mi też zrozumieć, że bycie matką to coś więcej niż zawód. To powołanie i rola na całe życie. Kto jest większym ekspertem w dziedzinie wychowania jeśli nie matki?
Zrozumiałem też inną ważną rzecz: mianowicie znaczenie portali takich jak Familie.pl – gdzie „roi się” od mam – w wymianie ważnych informacji związanych z pociechami.
I to raczej na takich portalach, a nie w podręcznikach do pedagogiki, będę w przyszłości szukał porad.
A mój artykuł o metodach wychowawczych? No cóż, co prawda nie zawiera zbyt wielu konkretów. Mam jednak nadzieję, że wywoła dyskusję na forum i wkrótce pojawią się pod nim całe masy interesujących i pomocnych wypowiedzi od prawdziwych ekspertów praktyków – mam.
Przemysław Jas
Autor artykułu, Przemysław Jas, jest absolwentem filologii romańskiej, psychologii i pedagogiki na uniwersytecie Ludwika-Maksymiliana w Monachium. Obecnie pracuje jako konsultant ds. analizy procesów. W wolnym czasie poświęca się pisaniu. Jest autorem książki „Czcij kata swego” pokazującej, jak zgubny wpływ na życie człowieka mogą mieć jego rodzice. (czytaj recenzje: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/109422/czcij-kata-swego)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
213.77.*.* 2012.06.25 13:29
W dzieciństwie gryzłam .Pamiętam,że w środku tkwił we mnie jakiś niepokój i rozdrażnienie..Rodzice nie mogli sobie ze mną poradzic.Przyszła choinka a z nią wizyta Św. Mikołaja .Ja wywołana ,wśród tłumu idę z fasonem po paczkę.-Pytanie Świętego brzmiało: A nie bedziesz już gryzła swojego braciszka???.Miałam trzy latka.Pamiętam gromki śmiech zebranych i mój pierwszy dziecięcy wstyd i upokorzenie. Ta,trochę kontrowersyjna metoda pomogła.Już nigdy nikogo nie ugryzłam .
213.77.*.* 2012.06.25 07:07
...tak ,zgubny wpływ na wychowanie dziecka moga miec rodzice, a szczegolnie maltretowane przez mężów matki....nic im nie wychodzi chociażby starały sie nie wiadomo jak...
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.