Opublikowany przez: ULA 2013-07-15 12:23:50
Urszula Szustak-Jakóbowska, Familie.pl: Jak podjęliście decyzję, że to Ty zajmiesz się córeczką i zrezygnujesz z pracy? Czy była ona dla Ciebie oraz żony bardzo trudna?
Piotr Blachowski: Decyzję podjęliśmy czysto emocjonalnie. Jeszcze zanim urodziła się Maja planowaliśmy, że po macierzyńskim poślemy ją do żłobka - takiego małego prywatnego - gdzie będzie jej dobrze. Rozpatrywaliśmy też zatrudnienie opiekunki.
Jednak po sześciu miesiącach już nie byliśmy tacy hop-siup do przodu. Widzieliśmy, że maleństwo jest jeszcze takie małe i bezbronne, że nie możemy zostawić go pod opieką obcych ludzi. I wtedy pojawiła się decyzja o mojej rezygnacji z pracy. Wbrew pozorom nie była ona bardzo trudna. Dużo trudniejszy był powrót żony do pracy, bo musiała rozluźnić więzi z córką.
Jak zareagowała rodzina i znajomi na Waszą decyzję? Jakie komentarze się pojawiały?
Bardzo różnie. Jedni gratulowali decyzji, inni dziwili się, a jeszcze inni zupełnie nie rozumieli. Dla mojej mamy kompletną abstrakcją była rezygnacja z pracy. Wychowana w kulcie posiadania zatrudnienia jako podstawowego źródła egzystencji, oferowała swoją pomoc, sprawdzone opiekunki, bylebym tylko nie rezygnował. Druga babcia przeszła przez temat tak jak dziadkowie – obojętnie.
Znajomi, którzy mają dzieci przejawiali podziw, a ci którzy ich nie mają pukali się w czoło.
Jak wyglądały pierwsze dni, gdy zostałeś sam z córką? Co sprawiało najwięcej kłopotów? Co Cię zaskoczyło?
Zapewne tutaj powinienem powiedzieć coś w stylu, że pieluchy, nieprzespane noce itp. Jednak największe kłopoty i zaskoczenia spotkałem zupełnie w innych dziedzinach.
Z początku największym wyzwaniem była organizacja czasu i złapanie nowego rytmu dnia, który trzeba było pogodzić z rytmem dnia dziecka. Dochodzenie do etapu, kiedy poczułem, że wszystko ogarniam zajęło mi ze 3 tygodnie. To a propos pierwszych dni.
Jeśli chodzi o kłopoty, to najwięcej sprawiają mi sytuacje związane z nieprzystosowaniem przestrzeni miejskiej dla osób z wózkiem. Widzę jak wiele jest miejsc, przez które nie da się przejechać lub trzeba nadrabiać ogrom drogi, aby dotrzeć do punktu, który w prostej linii jest bardzo blisko. Często ułatwia mi sprawę trochę męskiej krzepy, bo w razie czego biorę wózek w ręce i przenoszę przez niewielkie schodki, płotki czy lokalne zabagnienia. Współczuję natomiast kobietom, które nie mają na tyle siły, aby pokonać przeszkody często spowodowane brakiem myślenia projektantów.
Zaskakują, i może nawet rozczarowują mnie, ludzie. Nie przypuszczałem, że aż tyle osób jest nieprzychylnych rodzicom z dzieckiem i wózkiem. Najzabawniejsi są emeryci w metrze, którzy z pełną determinacją zagradzają wyjście z wagonu, żeby być pierwszymi przy windzie. W ogóle takie rzeczy jak kasy pierwszeństwa czy inne deklarowane przez sklepy przywileje, to czysta fikcja. Zawsze trzeba się z kimś bić o swoje, ale to temat na zupełnie inną rozmowę.
Co jest najpiękniejsze, najwspanialsze w byciu „Tatą na pełen etat”?
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Sonia 2013.07.23 08:16
Wspaniała historia!!!
89.230.*.* 2013.07.16 18:31
u mnie było podobnie:) po narodzinach julki posiedziałam trochę w domu, póki nie wydobrzałam po porodzie, ale że ja miałam stabilną pracę w eniro ze stała umową i stałymi godzinami pracy, a mój mąż tylko łapać zlecenia, więc stwierdziliśmy, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie, jak on zostanie z małą, a ja wrócę do pracy, która dawała nam pewną stabilność finansową. mąż zajmuje się córą rewelacyjnie:) jest czuły, opiekuńczy, a ja choć zmęczona po pracy, wracam pędem stęskniona do mojej rodzinki i jestem mega szczęśliwa, że nam się ten układ sprawdza:) ale oczywiście było gadanie wśród ludzi, że jak to tak facet w domu z dzieckiem, a ja do pracy... ale co tam się martwić gadaniem:P
Mariola1811 2013.07.16 17:53
Tata na pełen etat to wciąż wielkie Halo w dzisiejszych czasach. Czytanie Pana bloga to prawdziwa przyjemność. W końcu tacierzyński punkt widzenia:)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.