Opublikowany przez: Kasia P. 2016-08-22 09:46:58
Autor zdjęcia/źródło: felieton Doroty Lipińskiej @ pixabay.com
Ja natomiast byłam dumna za nas dwie, dumna jak stado pawi – bo ja sama nigdy nie zdobyłam żadnego medalu, nie wygrałam żadnych zawodów, nie stanęłam na podium. Dopóki przeważały predyspozycje, jak szybkość, siła, czy zwinność – zwyciężałam z rówieśnikami. Szybko jednak straciłam pozycję liderki i poczucie, że jestem wysportowana.
Na tym obozie dawałam z siebie wszystko podczas zajęć. Nigdy nie byłam tak wysportowana, jak teraz. Od pół roku ćwiczę i biegam regularnie. Moje ciało jest mocne, szybkie i rozciągnięte. Mimo to, miałam ogromny problem z trafianiem do celu, odbijaniem lotki rakietą i ogólną koordynacją. Zdałam sobie sprawę, że w moim rodzinnym domu sport nie istniał. Nikt go nie uprawiał, ani nie zachęcał mnie do tego.
Parę miesięcy temu dziwiłam się, rozmawiając ze znajomymi pracującymi w szeroko pojętej kulturze, że mają oni tak głęboką wiedzę o literaturze, kinie, teatrze, malarstwie – sztuce w ogóle. Wydaję się sobie osobą bardzo świadomą i kompetentną, zwłaszcza we wspomnianych obszarach, a tu zrozumiałam, że zdecydowanie odstaję. Poruszyłam z nimi ten temat i okazało się, że moi znajomi od dziecka chodzili z rodzicami na wystawy, spektakle teatralne, koncerty. A moi rodzice? Nigdzie mnie specjalnie nie zabierali. Kiedyś babcia była ze mną w teatrze, a obydwoje rodzice czytali sporo książek. I znów – mam różne braki w dziedzinie kultury, bo rodzice nie dali mi lepszej „bazy”.
Tylko czy… nie mogłam chodzić na SKS-y w liceum? Albo gdziekolwiek indziej? Czy nie mogłam sama wybrać się do teatru, opery, filharmonii, gdziekolwiek? Czy naprawdę rodzice muszą nam coś dawać, żebyśmy to w życiu rozwijali, bo bez tego się nie da?
Pewnie, że łatwiej coś kontynuować niż zaczynać od zera jako dorosły człowiek, ale gdybyśmy wszyscy robili tylko to, czego zalążki sięgają naszych domów rodzinnych, to pewnie szeregi polskiej reprezentacji w Rio byłyby mocno przerzedzone. I mniej mielibyśmy młodych zdolnych naukowców, i muzyków, i… no nie wiem, kucharzy to może nie, bo jednak w wielu domach się gotuje :)
Zmierzam do tego, że złapałam się na biadoleniu nad sobą, że rodzice mi czegoś nie dali, nie pokazali, nie nauczyli. A to naprawdę bez znaczenia. A jeśli już jakieś znaczenie temu przypisywać, to może motywacyjne – mogę wzmocnić moje dziecko, pokazując mu to, czego, jak mi się wydaje, nie otrzymałam.
Natomiast własnym rozwojem mogę się zająć, jak mi tak bardzo zależy. Może na bilet do teatru nie wystarcza mi co tydzień, ale nie znajduję usprawiedliwienia dla faktu, że nie byłam na żadnym spektaklu od pół roku. Rodzicom natomiast proponuję odpuścić. Sama widzę ile błędów popełniam, a wiem przecież, że daję z siebie wszystko, że chcę mojej córce świat rzucić do stóp i ozłocić go gwiazdkami z nieba. Moi rodzice zaś dali mi to, co potrafili. I choć niektóre z tych darów mogą zdawać się skromne, mają wielkie znaczenie. I w pełni to doceniam, jak tylko odkładam między bujdy myślenie, że coś mi nie wychodzi, bo rodzice…
Bo czego nam rodzice nie dali, możemy sobie wziąć sami. Dokładnie w taki sam sposób, jak zrobią to kiedyś nasze dzieci.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Dorota Lipińska 2016.10.30 16:42
Dziękuję i pozdrawiam!
Patrycja Sobolewska 2016.08.24 08:17
bardzo dobry artykuł !
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.