Takie ostatnio mam wrażenie. Kiedyś ewentualnie osoby zarabiające sporo mniej niż średnio, wolały się do tego nie przyznać, raczej był to temat tabu. Ostatnio mam jednak wrażenie, że jeśli ktoś zarabia więcej niż średnia (czasem nawet sporo więcej) to tym bardziej nie wypada się do tego przyznać, ba, jest to wręcz nie do pomyślenia! Ile ja razy słyszałam: 'ten to ma pieniądze, na pewno ukradł!' albo: 'ciekawe, jakie przekręty robi, że o stać na nowy samochód!'
Znam rodzinę, w której nie brakuje niczego finansowo (nie tylko, miłości i dobroci również), a którą znajomi potrafili obgadać, czego to oni nie mają w domu (mają normalny dom, wcale nie w marmurach i złocie), jakie to samochody nie stoją na podwórku (taa, stoją - oba firmowe ), a bo to na wakacje ich stać co roku, a bo to, bo tamto. Nigdy się nie obnosili ze stanem portfela, starali się pomagać finansowo tym, którzy potrzebowali, a i tak potrafili zostać objechani.Tylko nikt nie pomyślał o tym, ile ich pracy i wyrzeczeń kosztowały studia, a później ile harowali, by teraz żyć na takim poziomie, a nie innym.
Dlaczego? Zazdrość, zawiść? Polskie myślenie: jak ja nie mam, to on też niech bieduje?
Za granicą nie zauważyłam póki co takiego stosunku do osób, które dobrze/bardzo dobrze zarabiają.