Mam syna, który ma 2 lata i 5 m-cy. Od jakiegoś czasu zaczął szczypać, bez powodu. Przykładowe sytuacje: mąż wraca z pracy, bierze go na ręce żeby pocałować. Syn go tez całuje, a za chwile łapie za policzki i szczypie, mąż mu tłumaczy ze tak nie wolno, ze go to boli, nic nie działa. Jak odkłada na podłogę to na dokładkę strzeli go ręką przez nogę, a jak jak stoję obok to też dostanę. Inna sytuacja: siedzę na krześle, mały na moich kolanach i oglądamy bajkę (jego ulubioną i misiu, zero przemocy, bardzo edukacyjna i prosta w przekazie), po chwili ni z gruszki ni z pietruszki uszczypnie mnie w rękę, trzęsąc się przy tym jakby chciał użyć przy tym nie wiem jakiej siły. I robi to bez powodu, nikt mu przecież niczego nie zabrał nie zabronił. I tłumaczenie, że tak nie wolno, że robi mi krzywdę, że to boli, że będę płakała nic nie dają:( Kolejna sytuacja (notorycznie zrywa firany z karnisza i ucieka w drugi koniec pokoju), gdy za karę wyłączam mu jego bajkę potrafi ze złości tak krzyczeć, że robi się purpurowy na twarzy, a nie daj Boże, że ktoś w tym momencie na niego spojrzy to krzyk się wzmaga do darcia wniebogłosy no i w płacz. Staram się wychodzić do innego pokoju kiedy ma taki napad złości. Wtedy idzie za mną, nadal płacząc tuli się i mówi, że mnie kocha (tak po swojemu, bo nie mówi pełnymi zdaniami i raczej więcej "po swojemu"). Przytulam go wtedy, nadal tłumacząc dlaczego wyłączyłam bajkę, ale sytuacja powtarza się nieraz nawet kilkanaście razy dziennie.
Nie chce wszystkiego zwalać na bunt dwulatka, bo może dzieje się coś z nim, czego nie powinnam zbagatelizować? Dodam, że w domu nie wydarzyły się żadne poważne zmiany, które by zakłóciły jego świat, nie stosujemy przemocy ani nie ogląda żadnych programów w których byłaby przemoc. Myślałam może, że tak sobie rozładowuje emocje, bo nie umie ich wyrazić słowami, ale dlaczego robi to praktycznie bez powodu? Przed spaniem bardzo się wścieka kiedy zabiorę moją rękę jak widzę, że chce mnie uszczypnąć.
Zaczynam się tym niepokoić:(