Zdjęcia są przerażające. Nie tylko zdjęcia - to, że na oczach świata dzieją się takie rzeczy. O tych sytuacjach wiemy - zostały nagłośnione przez media, o wielu "zwyczajach" w krajach arabskich, w lokalnych plemionach afrykańskich jeszcze nie wiemy.
Robimy za mało. Nie znam osobiście wolontariuszy misyjnych, posługujących tam. Nawet nie orientuję się, czy... mają tam prawo pojechać. Np. Salejański Wolontariat Misyjny nie wszędzie może wysyłać wolontariuszy. Musiałabym popytać znajomych.
Czy KK robi za mało, by wyrażać swój sprzeciw? Tak. Nie oznacza to, że nie robi nic. Ale tak jak KK, jak inne wyznania, jak organizacje nie-wyznaniowe, jak każdy z nas - ciągle za mało, skoro cały czas dzieją się takie rzeczy. I jako część KK piszę - tak, robię za mało i to, że nawet inni katolicy działają aktywnie, że organizują pomoc - mnie nie usprawiedliwia.
Czytam "recepty" jakie dają Elenai i a1410. Z jednej strony rozumiem oburzenie a1410 - to chyba ludzkie, że gdy widzimy coś takiego, chciałoby się zareagować równie agresywnie wobec oprawców, zareagować tak, jak sami robią. Taki jest odruch. I więcej - to chyba męskie podejście. Walczyć, bronić.
Chociaż nie zgodzę z całą teorią o tym, że to dzikusy, ludzie innej kategorii. To zupełnie inny system kulturowy, wiele jeszcze musi się tam zmienić. I nie mam wątpliwości, że kiedyś to my byliśmy postrzegani jako dzikusy - my, Polacy, jako ludzie innej kategorii, zacofani. Ci, którzy przekroczyli pewien etap rozwoju, zazwyczaj tak oceniają innych, tych "z tyłu".
Tylko czy narzucenie czegoś przemocą na dłużej pomoże? Uratuje na pewno sporo kobiet, ale oni bardziej skupią się na tym, by walczyć z tym, który im narzuca inne zachowania, niż na tym, że to, co robią, jest nieludzkie.
Trochę racji ma Elenai - że przełom, zmiana - musi być wewnątrz. To kobiety muszą też o siebie zawalczyć, domagać się zmian, dostrzec, że ...są ludźmi i mają prawo być traktowane po ludzku. To jest zupełnie inny wymiar femiznimu - feminizmu, który był w Europie na samym początku, feminizmu, który niewiele ma wspólnotego z tym współczesnym w Europie Zachodniej. To bardziej przypomina emancypację kobiet z XIX wieku w Europie. I to od wewnątrz trzeba im pomagać - nie jest to więc czekanie na cud, a pomoc w innej formie: edukując kobiety. To robota dla wolontariuszy, organizacji.
Nie potrafię wskazać jednoznacznie - mamy jedynie zmusić ich zewnętrznie siłą czy jedynie zostawić, aż sami sobie poradzą czy pomóc od środka, inaczej. Bo to się chyba trochę łączy, prawda?
A to, że w Europie tak może być, bo głosi się wykoślawioną tolerancję...tak, niestety - taki scenariusz jest możliwy. Szanuję muzułmanów - jak każdego człowieka - ale to, że na rzecz ich kultury (element na zdjęciach), zatracamy własną...przeraża mnie nie mniej niż te zdjęcia.