21 grudnia 2010 17:51 | ID: 359802
Przykro mi, ale jestem KATOLIKIEM, i innej formy nie dopuszczam... A jak komuś wadzi taka a nie inna, to co stoi na przeszkodzie by wyznanie zmienić...? Iśc tam gdzie łatwiej i przyjemniej...? Mnie obostrzenia nałożone przez moją religię nie przeszkadzają... A wręcz pomagaja kształtować duchową sferę...
21 grudnia 2010 17:59 | ID: 359810
Bartt. Jednakże nie oceniają tego, tak jak katolicy. Rezygnują z pośrednictwa kapłana i nie widzą w tym postępku przeciwko Bożemu nakazowi. Zapytam po świętach znajomego pastora jak teologicznie to do końca wygląda.
21 grudnia 2010 18:43 | ID: 359850
Bartt. Jednakże nie oceniają tego, tak jak katolicy. Rezygnują z pośrednictwa kapłana i nie widzą w tym postępku przeciwko Bożemu nakazowi. Zapytam po świętach znajomego pastora jak teologicznie to do końca wygląda.
Jak również (przynajmniej część denominacji) nie widzą go w akceptacji antykoncepcji, aborcji, in vitro, rozwodów, kobiet-kapłanek, Eucharystii (!), itd. Jezus nie bez powodu rozstrzygnął to w ten, a nie inny sposób.
21 grudnia 2010 18:56 | ID: 359855
Bartt. Ty mówisz wprost bez wahania- ONI ( niekatolicy) nie mają racji. A skoro nie- grzeszą, błądzą. Nie będą zbawieni?
21 grudnia 2010 19:11 | ID: 359863
A kto im odbiera łaskę zbawienia...? Drogi Pańskie sa różne... I każdy ma szansę... Skąd wiemy jak wyglądają ostatnie minuty życia danego człowieka...? Wiarę każdego z nas zna tylko Bóg... A my możemy jedynie liczyć w pokorze na Jego wielkie Miłosierdzie...
Ps. Żyjąc tu na ziemi, wszyscy popełniamy błędy... Ale zawsze możemy je naprawić... Ja się przynajmniej staram...
Lecz jeśli wyrażnie ktoś przeczy słowom Jezusa zaciąga na siebie ryzyko grzechu... To chyba jest jasne... Pewnie, że są kwestie bardzo delikatne i może niekoniecznie nazwane po imieniu w Biblii, ale mające na sobie znamię zła, ot choćby aborcja...
21 grudnia 2010 19:26 | ID: 359866
Spowiedź jest dla mnie bardzo ważna. Teraz miałam problem, ponieważ bardzo zawiodłam się na proboszczu, który spowiadał przed świętami. Poszłam do niego i mu to powiedziałam. Ulżyło mi.
21 grudnia 2010 19:32 | ID: 359868
Ja byłam dziś na spowiedzi w realu. Jeszcze ochrzan od księdza dostałam, ale sama sobie jestem winna - człowiek czasami jest takim leniem, że szok. Czuje się inaczej, chyba troche lepsza, spokojniesza.
21 grudnia 2010 19:40 | ID: 359874
Bartt. Ty mówisz wprost bez wahania- ONI ( niekatolicy) nie mają racji. A skoro nie- grzeszą, błądzą. Nie będą zbawieni?
To już takie oklepane: "co, pewnie jak się nie zgadzam z Kościołem, to nie będę zbawiony!?". W to nie wchodzę, ale życzę powodzenia. Jak napisała Jagienka, nikt nikomu drogi do zbawienia nie zamyka.
Poza tym nielogiczna i nierozsądna byłaby postawa, w której z jednej strony mówiłbym, że jestem katolikiem, czyli wyznawał to, co Kościół głosi, a z drugiej mówił, że ci, którzy twierdzą inaczej może mają rację. A w sumie to nie wiadomo, kto ją ma. Wóz albo przewóz.
21 grudnia 2010 20:03 | ID: 359889
Trochę obok tematu.
Bywa jeszcze katolicyzm, ja go zwę spadkowym, który dostajemy w spadku wraz z domowym wychowaniem, a który niewiele wspólnego ma z prawdziwym wyborem. Wyrastamy w nim od dziecka. Początkowo przyjmujemy wszystkie dogmaty, potem nie jest często już tak łatwo. Dziecięca wiara się r o z ł a z i. Nie wszysto wydaje się spójne. Poszukujemy, często niewiele znajdując w zamian. Nie odcinamy się od wiary ojców, nawet gdy nie akceptujemy wszystkiego w pełni, bo nie chcemy żyć samotni w duchowej prózni- człowiek potrzebuje wspólnoty.
I miotamy się, pełni wyrzutów sumienia, ze nie umiemy przyjąc wiary tak w pełni, tak bez zastrzerzeń.
Albo...
podchodzimy bardziej luzacko. Wzbieramy tylko to, co nam pasuje i nie widzimy w tym nic złego.
Albo...
nasza wiara jest jak skała. Nie do skruszenia przez życiowe doświadczenia, nie do złamania przez umysł.
Wszyscy czujemy się katolikami.
21 grudnia 2010 20:30 | ID: 359913
To co zauważyłaś Elenai jest prawdziwe... Tylko, że problem tkwi w tym, iż nie każdy CHCE znaleźć to, co mu się gdzieś tam może jak to napisałaś rozlazło... Ja uważam, że wiara nie jest nam tylko dana... Ona jest nam także ZADANA... I nie polega to na tym, iż nauczymy się kilku formułek i już... Według mnie [choć zaznaczam: WEDŁUG MNIE...], wiara to ciągły wybór... To nie jest tak, że raz na zawsze coś dostaliśmy np. w tym dzieciństwie i koniec... Każdy musi znaleźć swoja ścieżkę wiary... Myślisz, że moja niewzuszoność przyszła ot tak sobie...? Nic bardziej błędnego... Wciąż "urabiam" ją, mówiąc kolokwialnie na lepszą... Miałam etapy wielkiego mroku... Sięgałam "duchowego dna"... To co mam teraz to ciągła, wielka praca nad sobą...
A co do tych podziałów, które napisałaś... Jeden z moich znajomych profesorów teologii ładnie okeślił tych katolików, którzy wyznają zasadę: wierzę w Ciebie Boże, ale... Zgadzam się z Tobą Boże, ale... Ochrzcił ich mianem "alekatolików" I teraz mamy: katolicyzm i katolikalizm... Może to troszkę zabawne i lekkie, ale ma w sobie dużo racji...
A na koniec... Jezus powiedział, że aby wejść do Królestwa Bożego trzeba się stać jak DZIECI... Może właśnie należy odszukać tą dziecięcą wiarę, co się gdzieś tam nam rozmyła...? Wiem, że to trudne, ale naprawdę możliwe...
A i jeszcze coś... odnośnie tej "pierwszej" grupy... Tej, która tak się miota... Nie chcę tu przerażić, ale czesto jest to wyraz pychy niestety... Bo nie umiemy w pokorze zgodzić się z tym, iż nie wszystko jesteśmy w stanie pojąć, ogarnąć i zrozumieć... A nadmierne wyrzuty sumienia mogą świadczyć o tzw skrupulatności sumienia... I to jest trudny problem! Tutaj trzeba fachowej pomocy...
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.