Mrugam tylko, jak ktoś jedzie bez świateł. Jak widzę rozpędzonego idiotę, nie mrugam.
Zresztą pisałem o tym w blogu:
Lat temu dwa, pracując jeszcze w poprzedniej firmie, często zdarzało nam sie jeździć w delegacje po całym kraju. Z reguły miałem stałego kierowcę, jednak funkcja ta była płynna - bywało, że przez kilka miesięcy jeździłem z kimś innym. I tak było w tym przypadku - po jakimś czasie wrócił do mnie "mój" kierowca i ruszyliśmy w trasę. Przyglądałem się jego jeździe z rosnącym zdziwieniem. 50 km/h na zabudowanym, 90 km/h na trasie... Nie wytrzymałem, zapytałem, odkąd on taki przepisowy, z tej strony go bowiem nie znałem? Odpowiedział - "Pamiętasz, jak mnie trzasnął fotoradar pod Sandomierzem? A potem, jak jechałem na komendę zdjęcie obejrzeć, złapał mnie patrol i znowu 400 poszło. Pieprzę taki interes..."
I tu dochodzę do tytułowego pytania. Mrugać, czy nie? Jak widać, mandaty są w stanie utemperować niepokornych kierowców. Zapewne niewielu, tym niemniej być może w ten sposób ocalono parę żyć ludzkich - bo liczba takich, którzy po ukaraniu zwolniła, jakkolwiek procentowo zapewne mała, to jednak jest zauważalna. Tymczasem "mrugnięcie", że stoją, to danie sygnału piratom drogowym, to przywolenie na dalszą, niebezpieczną jazdę z ewentualną tragedią w tle.
Oczywiście nie można generalizować - łamanie przepisów nie zawsze tożsame jest z nieodpowiedzialnością kierowcy, często jest to efekt bzdurnych przepisów. Sprawę na pewno polepszyłoby wprowadzenie tzw. "prędkości tranzytowej", przynajmniej na drogach krajowych. Jeśli przejazd "krajówką" przez teren zabudowany odbywałby się bez zmiany prędkości dozwolonej, pozwoliłoby to na upłynnienie ruchu na polskich drogach i zapobiegło stawianiu skarbonek - czyli radiowozów ustawionych nie tam, gdzie jest naprawdę niebezpiecznie, ale tam, gdzie można najwięcej zarobić. W końcu celem kontroli drogowych - przynajmniej teoretycznie - jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie reperowanie budżetu.
Wariatów drogowych jest niestety pełno. Przyczyny jak zawsze te same. Brawura, alkohol, narkotyki... No i poczucie bezkarności - ta pewność, że zakierownicowa solidarność pozwoli przejechać bezpiecznie, że koledzy, których nawet nie znają, pomogą. Codziennie słyszymy o tragediach. Czy ktoś zastanawiał się, ilu z nich można było by uniknąć, gdyby patrol drogowy w porę zatrzymał i utemperował pirata drogowego? I że nie zatrzymał go, bo ten - ostrzeżony - przejechał obok, śmiejąc się policji w twarz, by za zakrętem znowu przyspieszyć?
"Miganie" to broń obosieczna. Z jednej strony jesteśmy dobrymi, drogowymi wujkami, kolegami z trasy, z drugiej - być może właśnie nieświadomie spowodowaliśmy tragedię. Prawdopodobieństwo znikome, ale...
Zanim "migniemy", pomyślmy, czy warto.