BARDZO, BARDZO PRYWATNE ROZWAŻANIE...
Staram się być daleka od sądzenia ludzkich słabości... Staram się... Ale jako, że sama jestem przedstawicielką tej ułomnej natury ludzkiej, więc czasem nie wychodzi... Ale choć czasem się potknę i może gdzieś uchybię, to nigdy nie będę tuszowała zła... Ono ma dla mnie to jedno, jedyne imię i niczym innym go nie zastąpię... Zło jest złem... I są na tym świecie rzeczy, których przy całym współczuciu i chrześcijańskiej miłości nie poprę... I jako wyznawca tej właśnie religii przyjmuję naukę Bożą w pełni... Nie chcę być „katolikiem, ale"... Jezus mówił: niech wasza mowa będzie tak- tak, nie-nie... Nie ma kompromisów... Nie ma naginania Dekalogu do własnego widzenia świata... Nie ma czegoś takiego jak: tak Panie Boże zgadzam się z Tobą, ale wiesz... Są sprawy w których targowania się nie ma... Gdybym posiadała Chrystusową doskonałość, może inaczej patrzyłabym na pewne kwestie... Ale nie mam żadnej doskonałości... Bo jestem człowiekiem... Słabiutkim...Kulawym... Duchowym kaleką... Ale staram się... Staram się żyć, według tego, co On uczył... Wiem, że czasem trudno w tym otaczającym świecie przyznać się do tego, co się wyznaje... Katolicyzm nie jest modny... Ale ja mając w pamięci inne słowa Jezusa, otwarcie mówię kim jestem... I wcale nie czuję się jak paw... Czy jak ktoś, kto Pana sobą zasłania... Po prostu staram się być taką, jaką On by mnie widział... Pracuję nad swoim sumieniem... Kształtuję je... Zresztą wiem, że On kocha mnie taką jaką jestem... i nie mogę udawać kogoś innego... Więc nie udaję... A że się komuś nie podobam..? Trudno... Mnie potrzebna akceptacja mojego Pana, nie ludzka... A jeśli robię coś źle... Kiedyś za to odpowiem... Niemniej wiedząc, że Bóg żąda bardziej miłosierdzia niż ofiary staram się przyjmować właśnie taką postawę... Czy się udaje...? Dowiem się, gdy spotkam się z moim Bogiem... Kiedyś... Gdy przyjdzie na to czas...
W historii Polski mieliśmy wielu władców... Ale jest wśród nich jeden, który zachwycił mnie postawą, jaką przyjmował przy podejmowaniu każdej decyzji... Zawsze stawiał sobie pytanie: uchodzi czy nie uchodzi? I wiele razy w swym sercu wybierał słowo dedecet... nie uchodzi... To Zygmunt Stary... Człowiek o duszy wielkiego chrześcijanina.... I ja też sobie często stawiam to wahanie w sercu... I może mi ktoś zarzucać, że tracę człowieka z oczu, ale ja wiem, że tak nie jest... Bo niestety mnóstwo tych czynów i zachowań, które dziś próbuje się tak łatwo rozgrzeszyć i tłumaczyć po prostu nie uchodzi... A z tego co wiem, z literatury i rozmów z dużo mądrzejszymi ode mnie, przyjmując postawę łatwego usprawiedliwiania wszelkich postępków, można szybko wypaczyć sumienie... Bo tu trzeba wielkiej rozwagi by nie rozmyć spraw najważniejszych: dobra i czasem leżącego na jego granicy zła...
Ale to mojej duszy odbicie... I nikomu nie musi odpowiadać... Dla mnie jest ważne, że gdy robię wieczorem rachunek sumienia wiem, że mogę iść spokojnie spać... Bo staram się tak żyć, by i Pan zasypiał nade mną z uśmiechem...