Na pewno jednym z najwazniejszych priorytetów Kościoła Katolickiego jest walka antyaborcyjna. Z punktu widzenia zasad chrześcijańskich- postulat bardzo słuszny, bo realizujący Boskie przykazanie.
Jednakże mam wrażenie, ze w tej krucjacie w obronie życia poczętego, często gubi gdzieś Kościół z widoku tych narodzonych. Ze żywi ludzie są mniej ważni niż ci, którym nie dane się było urodzić- i wcale nie chodzi mi tu o skazanych na KS.
Po prostu nawet tu, na forum, najczęściej podnoszoną kwestią przez „niezłomnych wierzących"- proszę nie odczytywać określenia „niezłomnych" jako ironii, bo nie jest mym udziałem- są sprawy: aborcji, aborcji, i jeszcze raz aborcji połączonej z antykoncepcją + eutanazja, i uważane za zboczenia rózne-„izmy". Aha- dodać należałoby jeszcze feminizm- jako źródło tych wszystkich ww.
A ja się zapytuję: Gdzie jest normalny, zwykły, szary człowiek? Gdzie wątki o chrzescijańskiej etyce w życiu codziennym? Gdzie dyskusje o miłości bliźniego, w czym ta miłość winna przejawiać się na co dzień? Gdzie rozmowy o kondycji człowieczej? Gdzie rozważania o grzechu innym niż: aborcja, jeszcze raz aborcja, zdrada małżeńska, niedozowolone praktyki seksualne?
Napisałam już kiedyś, ze często boję się ludzi, których wiara jest ogromna. Dlaczego? Bo często- choć nie zawsze- czyni ona ludzi na podobieństwo Boga- Ojca ze Starego Testamentu: surowych niezmiernie, apodyktycznych, nie pochylających się ze współczuciem i próbą zrozumienia nad każdą istotą ludzką, lecz wyłącznie napominających, grzmiących. I o ile w takich postawach wyraża się ogrom miłości Boga i absolutnego zawierzenia Jego zasadom, o tyle za mało zwykłej miłości człowieka.
Zatem kilka przykazań wyjętych z wiersza mego ukochanego ks. Twardowskiego- dla mnie ideału osoby wierzącej, w równym stopniu realizującej dwie największe miłości: Boga i ludzi- niby dla kapłanów, ale moim zdaniem dla wszystkich wierzących:
- żebym nie zasłaniał sobą Ciebie
- nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją
- nie liczył grzechów lżejszych od śniegu
- żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa
- żebym nie palił grzesznika dla jego dobra
- żebym nie tupał na tych co stanęli w pół drogi
- a zawsze wiedział, ze nawet największego świętego
niesie jak lichą słomkę mrówka wiary.