Weekend już za pasem, więc jestem jeszcze w stanie rozgrzać mój umysł, który zwykł walczyć w terminie od poniedziałku do piątku o przetrwanie w pracy/na siłowni/w domu (sama nie mieszkam;))/czy też samej Warszawie - niepotrzebne skreślić. Rozgrzać po to, by ładnie opowiedzieć Państwu, jak wyobrażam sobie idealne ferie zimowe. Czasu mało, więc... ready, steady, go!
Po pierwsze muszę zaznaczyć, że najważniejsze jest dla mnie zdrowie. Zawsze i wszędzie. A co ma do tego Hotel Białowieski? Ano bardzo dużo ma. Aby do hotelu było dane nam dotrzeć, należy podźwignąć swoje ciężkie cztery litery. Czyli co? Czyli się ruszamy! Stawy nie kisną! Żyły nie zatykają! A kiedy już dotrę do Hotelu... Hulaj dusza! Pobijanie własnych rekordów na basenie? Czemu nie! A może narty biegówki zabiorę ze sobą, skoro Podlasie tak pięknie przypruszyło śniegiem? A jakże! A może nordic walking... Wniosek z tego taki, że pobyty w Hotelu Białowieskim powinny być wypisywane na receptę - ciekawy koncept, prawda?
Po drugie, parę zdjęć sobie przejrzałam i stwierdzam, że w Hotelu Białowieskim jest świetnie oświetlenie. A w strefie wellness to już ogóle jest szał! A żeby nam zimą nie groziła depresja, to trzeba się doświetlać. No a idealne ferie zimowe bez tego obyć się nie mogą! Samo zdrowie te białowieskie klimaty, w rzeczy samej.
Po trzecie, Hotel Białowieski ma również dach. Na zdjęciach widziałam, to wiem. A jak wiadomo zimą sporo pada, zaziębić się można szybko i łatwo, więc stanie na świeżym powietrzu podczas jakichśtam eskapad zdrowe nie jest. Zalecam zatem słodkie wylegiwanie się w wygodnym łóżku pod hotelowym dachem - nie zaziębimy się. Bo ferie to odrobina lenistwa. Ale tylko odrobina! Bo zaraz po śniadaniu rodem z kulinarnych blogów udałabym się na aqua aerobic. Czyli znowu się poruszamy! A ile na ortopedzie zaoszczędzimy… Drogą dedukcji dochodzę do wniosku, iż wybór Hotelu Białowieskiego na spędzenie moich idealnych i długo wyczekiwanych ferii zimowych powinien podpowiadać mi zdrowy rozsądek. Z naciskiem na zdrowy!
A na koniec dodam, że jak wspominałam, o przetrwanie walczę także w domu (od czasu do czasu). Niełatwo zapewnić zajęcie współlokatorowi, którym jest mężczyzna. I to mój mężczyzna! A tak, gdybym zamachała mu zaproszeniem na Białowieskie Ferie przed nosem, gotów pokiwać głową z podziwem. A proszę mi wierzyć, że to porównywalne z uściskiem dłoni prezesa. I nie byłabym sobą, gdybym nie dodała, że słowo "kulig" działa na mnie jak miodek na misia. Bo kiedyś musi być ten pierwszy raz! :)