Te wspomnienia wzruszają mnie...nigdy o nich nie zapomnę, nigdy nikt ich nie zabierze, nie wszyscy zrozumieją je...
Choć czasu już minęło wiele, one są nadal żywe i trwają, gdzieś we mnie, na serca dnie...
Jako dziewczynka pamiętam Smerfy i wymianę naklejkami. Na obłożonych książkach i zeszytach widniały wizerunki malutkich niebieskich ludzików. Codziennie sprawdzaliśmy w klasie, kto ma ich najwięcej. Pewnego dnia udało mi się być tą pierwszą. Baaardzo się cieszyłam, bo dzięki koledze, który podarował mi aż...2, za pracę domową ( hi, hi, to był dobry interes), uzbierałam najwięcej...z tą bajką wiąże się także moje największe marzenie: ogromnie chciałam być tak piękna jak Smerfetka, której włosy po prostu mnie oczarowały. Oglądałam bajkę, a mój ogromny podziw skupiał się na jej włosach...ach, co ja bym oddała, by mieć takie cudowne włoski...ale pomimo moich próśb nic się nie działo...byłam zdziwiona, dlaczego, przecież obiecywałam solennie i uczciwie. Zbierałam także naklejki z gumy Donald i przepadałam za wydmuchiwaniem wieeeelkich balonów z tych gum.
Byłam nastoletnią dziewczynką, gdy ...pewnego dnia wiele się zmieniło...przyszła moda i trend, który opanował chyba wszystkich, bez wyjątku..uwielbiałam zespół "New Kids.." i ich fantastyczną muzykę. Byłam wdzięczna rodzicom, że pozwolili mi dosłownie caluteńki pokój wykleić plakatami Kidsów...:) choć nie tylko ich. Gdzie nie spojrzałam, ich twarze widziałam. Nawet na łóżku patrząc na drzwi, gdzie też zawiśli...oj, nie miałam dla nich zbyt dużo litości z tym wieszaniem...:) młodzi, przystojni i "eleganccy" hmmm, teraz młode dziewczyny powiedziałoby pewnie, że nie. Gusty się zmieniają, ale dla mnie byli wyjątkowi: uroda i talent w jednym. Znałam też dobrze przeboje Modern Talking: ich muzyka była niezwykła, rozpoznałabym ją na drugim końcu świata.
Były też filmy, które mnie urzekły. Miały w sobie coś. Nie mogłam przegapić Beverly Hills 90210: historię i szkolne przygody przyjaciół, ich rozterki i radości śledziłam bardzo uważnie, zerkając na nich nieśmiało...na tyle, że nie odważyłam się w żadnym zakochać, uważałam, że są poza moim zasięgiem i ta blokada trochę pomogła. Niektórzy bohaterowie filmowi mi się podobali: ci z Beverly Hills, Robin Hood wspomniany wcześniej, Mac Gywer.
Zaś fascynowała mnie inteligencja i bystrość umysłu, determinacja i trafna ocena rzeczy wistości...a czyja? Sherlocka Homelsa. On był takim niedoścignionym wzorem genialnego myślenia. Garstka wydarzeń wystarczała mu, by trafnie ocenić
sytuację...to był ktoś...zawsze myślałam. Jakby tu stać się takim mądrym detektywem. Od razu, na początku filmu, wybierałam tego, kto mógłby być potencjalnym winowajcą. Nawet się czasami udało..:)