Jak ustalili śledczy, Marek H. (37 l.) i Beata H. (35 l.) wyszli z domu ze swoją córeczką na imprezę do znajomego. W mieszkaniu imprezowały 4 osoby. Palili papierosy i pili wódkę w jednym pomieszczeniu. Obok w wózeczku leżała malutka Julka. Tuż przed godz. 22 ojciec dziecka zadzwonił po pomoc.
„Córka jest sina” – wybełkotał do słuchawki. Okazało się, że zgon nastąpił pół godziny wcześniej. Pijane towarzystwo nawet nie potrafiło powiedzieć, czy maleństwo płakało. Reanimacja nie przyniosła skutku.
– Sekcja zwłok nie wykazała przyczyny śmierci dziewczynki, dlatego zleciliśmy dodatkowe badania toksykologiczne, na ich wyniki będziemy czekać do miesiąca, ale zawnioskowaliśmy o dwumiesięczny areszt dla rodziców, bo narazili dziecko na niebezpieczeństwo utraty życia. Na razie śledztwo jest prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci – mówi nam Jolanta Bugała, szefowa prokuratury w Rudzie Śląskiej. Rodzice jednak nie zostali aresztowani.
W kamienicy, gdzie mieszkała Julka, sąsiedzi mówią bez ogródek: alkohol i bicie było tam zawsze. – Żal nam było tego dziecka, pomagaliśmy, jak mogliśmy. Kupowaliśmy mleko, pampersy – mówi Marzena Ignatowicz (28 l.), sąsiadka. Rodzicom Julki już 6 lat temu odebrano pierworodną córkę.
– Bili ją za wszystko, za to, że się uczyła po nocach, że się spóźniła i że w ogóle oddycha – przypomina sobie Karina Sopel (34 l.), inna sąsiadka. Dziewczynka ma dzisiaj 15 lat i jest pod opieką babci. – Moja wnuczka jest zrozpaczona, a ja nie chcę ich znać, ani synowej, ani syna – mówi nam przez telefon babcia małej Julki.
Źródło-Fakt.pl