Nie wiem, może przesadzam troszkę, ale wydaje mi się, że Szymciur jest troszkę zbyt nerwowy. Najgorzej jest jak "walczy ze snem", tzn. powieki się zamykają, a on jeszcze spać nie chce. Wscieka się przy tym tak strasznie, że się zaczęłam zastanawiać, czy to normalne? Drapie mnie wtedy (chociaż zawsze dbam, żeby pazurki były krótkie, to on potrafi zadrapać nawet takimi króciusieńkimi kikutkami), generalnie rączkami i nóżkami wali wtedy na oślep z całej siły, szarpie mnie albo siebie mocno za włosy. Denerwuje się przy tym tak, że nieraz cały się aż trzęsie ze złości. Czasem się zdarza, że podobnie się zachowuje, gdy zabiorę mu coś, czym się akurat bawi (Mąż czasem mu daje do zabawy (tak dla świętego spokoju) pilot od telewizora, potrafi się nim bawić nawet godzinę, strasznie jest w ogóle zafascynowany wszelką elektroniką ;), a gdy ja mu go zabiorę, jest masakra.
Dodam, że ja i Mąż należymy do osób spokojnych, nigdy się przy dziecku nie kłóciliśmy, w domu panuje spokojna atmosfera. Skąd tyle złości w takim maluszku? Czy Wasze dzieciątka też się tak denwrują i złoszczą?
Oczywiście, jak się wyśpi, to aniołeczek z niego. Dopóki mu czegoś nie zabiorę, albo czegoś nie chcę mu dać :/ Boję się, że mały terrorysta mi rośnie