Razem z córką uwielbiam bajki Disneya. Wspólnie je oglądamy, wspólnie cieszymy się na wspólne wyjścia do kina, licząc na kolejny przebój tej znanej marki animowanych produkcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać to za pewnego rodzaju, naszą małą wspólną pasję.
A zatem jak spędziłyśmy ten Dzień Dziecka? W disneyowskim stylu, rzecz jasna. Początkowo planowałam sama przygotować wszystkie "atrakcje", ale gdy zdałam sobie sprawę, że z samego urządzenia scenerii do zabaw możemy mieć we dwie świetną zabawę, od razu zachęciłam córkę do pomocy. I tak, w kilka chwil, nasz ogród zamienił się w prawdziwy Stumilowy Las. A nawet wzbogacony w elementy z innych bajek - ale kto zabroni? Pod jednym z drzewek rozstawiłyśmy z większych patyków szałas Kłapołuchego, pod którym czekał na nas słodki poczęstunek w postaci truskawek i bananów. Nawet miodku nie zabrakło - nasza pluszowa zgraja puchatkowych bohaterów też musiała dostać coś od życia! Na trawie rozłożyłyśmy jednym sprytnym ruchem barwny koc, który bez problemu mógłby rywalizować z tym Alladyna - on nie miał na swoim tak uroczych piesków. W innym kąciku zebrałyśmy z kolei kilka akcesoriów do przedstawienia cyrkowego - hula hop, piłeczki do żonglowania oraz wstążkę. Chciałyśmy spróbować swoich sił w roli Dumbo i kumpli z Madagaskaru. Na koniec, wpadłam na pomysł jeszcze jednej, tym razem już niespodzianki, przywołującej na myśl ulubionej bajki mej pociechy. Ale o tym za chwilę.
Gdy "Stumilowy Las" wydawał się być gotowy, rozpoczęłyśmy nasz dzień z Disneyem. Aż trudno opisać co tam się działo! Zawody na najwyższe skoki trampolinowe nazwane przez nas "biciem rekordu Tygryska", pyszne co nieco w nagrodę, leżakowanie na kocu, a później prawie-podniebne loty na przemienionym już kocu w czarodziejski dywan (ale trudno dyrygować takim pojazdem, gdy trzeba uważać na wieżowce, ptaki i wieże Eiffla!). Zdjęcia, śmiechy, chichy i hasanie po ogrodzie bez butów. Punktem kulminacyjnym wcale nie okazał się jednak wspaniały spektakt artystyczny z dwoma umiejętnymi akrobatkami, żonglerkami i gimnastyczkami w jednym, ale właśnie tajemnicza niespodzianka mojego autorstwa. Kto by pomyślał, że kopciuszkowe mini podchody okażą się tak trafioną ideą! Wystarczyło kilka schowanych w krzewach i za kamieniami butów (od członków całej rodziny!) i ukrytych w nich zagadek, by córka miała frajdy na kilkadziesiąt minut. Ale aby nie być gołosłownym, prezentuję przykładowe "skonstruowane" przeze mnie rymowanki:
Moc czarnych prążków na rudym futrze
Nigdy nie myśli w przyszłość, o jutrze
Chwilą dzisiejszą co dzień się cieszy
Nigdy zmartwiony, nigdy nie spieszy.
Skaczący na ogonku urwisek
Z Lasu Stumilowego:
W tym kraju słońca, piasku, upału
Z Abu na targu sprytnie igrają.
Chociaż kłopotów ma co nie miara
Względy księżniczki zdobyć się stara.
Pomaga mu w tym niebieski dżin
To może być tylko:
A tę ułożyłyśmy już we dwie, uznając ją za motto całego dzisiejszego dnia i wspomnienie świetnej zabawy, która koniecznie musi zostać jeszcze kiedyś powtórzona:
Piękna blondynka w starych łachmanach
Na żonę księcia jednak wybrana.
I chociaż wcześniej machochy służka
Zły los zmieniła jej chrzestna wróżka.
Jeden but, stado myszek i muszek
Ich właścicielką przecież: