Moje dziecko ma dopiero trochę ponad 3 lata- nie wiem, co będzie, gdy bedzie miała 7, czy więcej lat.
Ja poszłam z mamą do pierwszej klasy za rękę pierwszego dnia. Byłam dumna, że z nia idę do szkoły- bo była nauczycielką, uczyła klasy 1-3, ale nie trafiłam w jej rocznik, to nie uczyła mnie, chciała mnie dac do pierwszej klasy rok wcześniej, wtedy uczyłaby mnie, ale nie chciałam.
Potem chodziłam juz sama. W pierwszej klasie spędzałam popołudnia na świetlicy, dopóki mama była w pracy, w późniejszych latach siedziałam na świetlicy "do ostatniego dzieciaka", bo lubiłam, a potem wracałam do domu, szkołę miałam po drugiej stronie ulicy. Bywało, ze i na długiej przerwie szłam do domu, gdy chciałam cos zanieśc, czy przynieśc.
Ale to były inne czasy, mam trzydzieści parę lat, wtedy nie było tyle przemocy w okolicy, nikt dzieci z ulicy nie porywał, policjanta to się widziało w trzeciej klasie, gdy zdawało się na kartę rowerową, a potem to w telewizji.
Poza tym- byłam najmłodsza z rodzeństwa, nie było więc sytuacji, żebym sama siedziała w domu w wieku np. 7 lat.
Chyba do 14 lat miałam tylko zakaz chodzenia samej nad jezioro, bo to i 3 km w jedna stronę, a i bała sie moja mama, że sie utopię, ale to było już po tragicznym wypadku w naszej rodzinie.
Do lat 7 dziecko powinno bezwzglednie znajdowac się pod opieką osoby dorosłej, 7 czy 8latki chyba raczej nie zostawię samej w domu na dłużej niż pół godziny, zreszta chyba nawet w klasach 1-3 w mieście jest obowiązek odprowadzania i odbierania dziecka ze szkoły, ewentualnie świetlica. Ale to nie dlatego, że dziecko miałoby byc niesamodzielne- dziś naprawde jest bardziej niebezpiecznie niż 20 lat temu. Nie bez powodu wiele szkół czy przedszkoli jest zamkniętych, dyżuruje jakiś woźny w drzwiach, kiedyś nie było takiej potrzeby.
Nawet moja mama stwierdziła, że teraz jest naprawde niebezpiecznie, kiedy w ich małej miejscowości na ulicy zaczęły sie napady na starsze panie z torebkami, był napad z bronią na placówkę poczty, niedawno kogoś zabili po jakiejś pijackiej imprezie.
Poza tym- kiedyś ludzie byli bardziej zżyci ze sobą, gdy jakiemus dziecku na ulicy coś się stało, to zaraz znalazło się wiele osób, które podchodziły do dziecka, każdy sie interesował innymi ludźmi, dzieciaki szły do szkoły grupkami, z koleżankami, rodzeństwem, dzisiaj dziaciaka z ulicy by ktos do samochodu porwał i nikt by pewnie nic nie zauważył...