Nie raz zdarzało mi się poprzeklinać w duchu obserwując zachowania rodziców - czy to znajomych czy tych mijanych na ulicy, spotykanych na codzień. Sytuacja z dzisiaj: zimno jak diabli, mam na sobie sweter i kurtkę i nadal się trzęsę. Mija mnie matka z dzieckiem w wózku (na oko ok. 6-miesięcznym). Dziecko nie ma nawet skarpetek ubranych, nie mówiąc o czapeczce! W Szkocji generalnie rodzice nie przykładają wagi do odpowiedniego ubioru dzieci, no ale to mnie zszokowało!
Sytuacja sprzed miesiąca: chodzę po supermarkecie, a zza półki wybiega jak oszalały chłopiec. nie zdążył wyhamować, zatrzymał się na moich kolanach i zanim zdążyłam zareagować (np. złapać go) odbił się i rozłożył jak długi na plecach! A matka stoi dalej i do mnie z wyrzutem, że wychodzę zza półki i nie uważam na dzieci! Noszkurczę. Czy sklep to wybieg dla maluchów?
Mieliście takie sytuacje, które zmroziły Wam krew w żyłach, podniosły ciśnienie czy zwyczajnie zszokowały? Spotkaliście się z najzwyklejszą głupotą rodziców czy ich rażącą nieodpowiedzialnością?