Ehh, ja nie wiem, co Wy macie taki pęd do tej szkoły.
W świecie odchodzi się od "klasycznej" edukacji (nie mówiąc już nawet o tym, że u nas jest ona wyjątkowo toporna i zacofana). Dziś stawia się na twórczość, myślenie, działanie, kreatywność, umiejętność działania w grupie. Słowem - szkoła powinna przypominać przedszkole. O tym się mówi wprost. W przedszkolu dzieci TWORZĄ. Nieustannie coś tworzą. To jest fantastyczne, ten etap powinien trwać jak najdłużej (a nie jak najkrócej).
Ja jestem za tworzeniem mini-oddziałów przedszkolnych w wiejskich szkołach, tak jak pisałam w swoim poście, do którego NIE-ustosunkowała się Mama Julki, a obiecała ;)
Wiecie, czym się różni polski profesor od amerykańskiego? Tym, że polski ma 50-60 lat, a amerykański np. 30-35, czemu nie, a i dużo młodsi nawet się zdarzają. Bo u nas profesor musi swoje "wytyrać", wykuć, odbębnić. A w Ameryce się działa, tworzy, myśli. I w tej polskiej szkole identyko: wytyrać, wykuć, odbębnić, i podobna tyrada na każdym kolejnym szczeblu edukacji, a jak już się człowiek dotyra do tej profesury, to już na nic nie ma ochoty, bo jest kompletnie wypalony, mimo talentu i zapału, który przez całe życie wykazywał, i który został zupełnie zmarnowany. I potem się taki profesor szwenda od gabinetu do biblioteki, odczytuje treść wykładu z powycieranej przez czas folii grzejącej się na rzutniku i dusi biednych studentów, odpytując z regułek, z których sam był odpytywany.
Stawiam na przedszkole, to jest najodpowiedniejsze miejsce dla dzieci do lat 7, miejsce gdzie mogą tworzyć, działać kreatywnie, twórczo, grupowo, bez rywalizacji, bez stresu ponad możliwości. A potem niech już idą do tej szkoły, w garbate aniołki nie wierzę - niewiele się tu zmieni. Ale zawsze 2 lata "lepszej", nowocześniejszej edukacji mają "dla siebie" ;) Nikt im tego nie zabierze.