Dzisiaj na spacerze miarka się przebrała, jestem tak zdenerwowana, jak cholera.
pawie każdy spacer z Maksem to udręka. Nie dość, że ciagle musimy iść tam, gzie on chce ( na kładkę rzucac kamyki do wody) to na dodatek zachowuje się tragicznie. Kiedy jest coś nie po jego mysli to rzuca się na asfalt, kamienie, piasek i tak sobie leży, czasem płacze (oczywiście krokodyle łzy). kiedy coś jemu odmówię, albo zrobię wbrew jego "planom" to automatycznie jak robot kładzie się na podłogę, drogę i krzyczy. Staram się to olewać, mówię; "papa, mama już idzie", nic nie robi sobie z tego. Musze wymyślac jakieś pomysły, aby w końcu wstał, bo nie chce aby przeziębił się. W domu jest tak samo. Kiedy chce wracac do dom a On nie chce też jest tak samo. jest mi wstyd, bo dużo ludzi widzi to myśli, że jestem wyrodną matką. Starałm sie zawsze byc asertywna, nie dawac tego co on chce,ale mama, siostra kiedy zobaczyły że Maksiu płacze to od razu dawały jemu to co on chce. także na nic były moje sposoby wychowania.
Powiedzcie mi czy jakoś mogę go tego oduczyć, bo juz nie mam sił na to. Nie mogę iść nigdzie z dzieckiem bo zawsze końćzy się to wrzaskami i rzucaniem się. Czasem kiedy miał atak histerii to wychodziłąm do innego pokoju, ale to i tak nie pomagało, jest strasznie upart:(