Czy spotkały Was jakieś zabawne sytuacje?
24 stycznia 2012 22:15 | ID: 732482
Natchnęło mnie do stworzenia tego wątku, po tym jak niektóre dziewczyny pisały, że same się na poród wiozły:).
24 stycznia 2012 22:18 | ID: 732484
Mój cały poród był dość zabawny
począwszy jak pielęgniarka nie wiedziała dlaczego wymiotuje czymś fioletowym (pierogi z borówkami), jak miałam siłę wydepilować się przy rozwarciu na 4 palce i zszokowana położna która ciągle powtarzała że urodzę dziecko ,, na kiblu,,
24 stycznia 2012 22:19 | ID: 732485
Jak tylko usłyszałam, że koleżanka (która miała termin po mnie) zaczęła rodzić, to wody mi odeszły - zazdrość robi swoje;).
Jak jechaliśmy na poród zapomnieliśmy pudełka na pobranie krwi pępowinowej. Mąż w strasznej panice, że mu urodzę w aucie wracał po to pudełko, a ja nawet skurczy nie miałam i strasznie było mi wesoło:).
24 stycznia 2012 22:21 | ID: 732487
Ajć ten mój poród to niestety mało był zabawny, aczkolwiek w ostateczności kiedy już mnie operowali to pan doktor sypał żarcikami, nie wiem czy tak robi zawsze , czy to jakaś metoda
24 stycznia 2012 22:28 | ID: 732492
Ja podobno przy pierwszym porodzie jak sekundnik w głośnym zegarku powtarzałam synchronicznie "nie dam rady" na zmianę z mężem, który pytał non stop: "Czy jestem zielony"? Dodam, że ja dałam radę a mąż był ze mną do końca i przytomności nie stracił.
Potem były maleńkie komplikacje i mąż z córeczką wylądowali na korytarzu a ja dostałam "głupiego jasia" i gadałam takie głupoty (których niestety nie pamiętam), że lekarz, który nie miał poczucia humoru ani odrobiny i był burakiem zataczał się ze śmiechu.
Do drugiego porodu nie wiozłam się sama ale prawie. Zaczęłam rodzić w gabinecie ginekologicznym i musiałam wrócić jakoś do domu z roczną córeczką, gdzie miał już czekać mój mąż, który zerwał się z pracy a w "międzyczasie" miał dojechać mój tata a później teściowa, by zająć się małą...
24 stycznia 2012 22:43 | ID: 732508
mój mąż jak go budziłam mowiąc że rodzę i mam skurcze co 5 min mowi do mnie
a wody Ci odeszły?
-nie
-to ja idę dalej spać bo jeszcze nic się nie dzieje
i dopiero jak nakrzyczałam na niego to się ogarnął i wstał
a potem jak zanosił moje torby do samochodu to sąsiedzi z 5 piętra to zobaczyli i ustali w oknie w trójkę bo z corką i krzyczą:
a co już rodzi?
-tak ma już skurcze
a co ile?
i tam sobie gadali a ja więdłam przy oknie obserwując to
następna historia to taka, ze jak już jechalismy do tego szpitala to pod miejskim nie ma gdzie stanąć więc mój mężuś pakuje się pod szlaban, facet nie otwiera a mój mężuś: do ku*** nędzy otwórz ten szlaban bo ona rodzi!!
a i pan anestezjolog mi śmieszne rzeczy opowiadał, np że przeze mnie musi dłużej w pracy zostać i pies mu się zesra na dywan:D:D
25 stycznia 2012 04:35 | ID: 732549
U nas było smiesznie, jak oswiadczyłam mezowi, ze to juz.
Smiał sie ze mnie i mówił ze jaja sobie robie.
Ale jak powiedzialam, ze cos ze mnie wycieka, to wstal... :)
Ale ale... wyszlismy przed dom i co.. Maz zapomniał gdzie zaparkował :)
i cała drogę mówił mi, ze mam sie nie denerwowac, chociaz to on był nerwowy ;)
25 stycznia 2012 06:48 | ID: 732566
Mieliśmy jeszcze jedną "przygodę" ale nie dotyczyła bezpośrednio mnie i porodu. Gdy zaczął się poród i dojechałam już z Madzią do domu, gdzie czekał mój mąż zostało nam czekać na mojego tatę. Miał pełnić dyżur przy rocznej Madzia ale okropnie się bał... Myślał, że będzie histeria, bo nie mam mamy ani taty, że będzie musiał zmienić pieluchę itp. Denerwował się bardziej niż my z mężem całym porodem. Żeby mu ułatwić zrobiliśmy Madzi mleko i położyliśmy ją na popołudniową drzemkę i jak zawsze zamknęliśmy drzwi pokoiku. Madzia sobie zawsze śpiewała, skakała... aż nie zasnęła. Powiedzieliśmy mojemu tacie wychodząc, że to normalne i że nie musi wchodzić do niej jeśli nie słychać płaczu...
Po jakiejś godzinie czy dwóch miała przyjechać na pomoc teściowa i wymienić biedaka. Ona podobno wpadła do mieszkania i słyszy, że Madzia dalej fika w łóżeczku, złapała za klamkę a mój ojciec wystraszony z poważną miną krzyczy: "NIE!!! Nie wchodź! Oni kazali ją tak zostawić i nie zaglądać!".
Jak dobrze, że teściowa urwała się nieco szybciej z pracy...
25 stycznia 2012 10:02 | ID: 732634
Taaak.... Mieliśmy wtedy nasze pierwsze auto - Audi C100 rocznik 1983... Zanim wyjechaliśmy - a miałam bóle co 5 minut - musieliśmy naładować akumulator. Trwało to jednka tak długo, że maż musiał skorzystać ze starego sposobu tzn. wlać do niego gotowanej wody, bo inaczej byśmy nie zdążyli:)
25 stycznia 2012 10:07 | ID: 732641
Ajć ten mój poród to niestety mało był zabawny, aczkolwiek w ostateczności kiedy już mnie operowali to pan doktor sypał żarcikami, nie wiem czy tak robi zawsze , czy to jakaś metoda
Jedyne zabawne w historii mojego porodu(sn) było to, że się go nigdy nie doczekałam;))
25 stycznia 2012 10:20 | ID: 732651
W czasie rodzenia córki zadzwonił telefon na porodówkę i okazało się, że jest z mojej pracy. Dzwoniła nauczycielka języka polskiego z zapytaniem czy już wiadomo co urodziłam a położna, która odebrała telefon powiedziała - właśnie rodzi proszę zadzwonić za kilka minut... Miała nosa kiedy ma wykonać ten telefon.
25 stycznia 2012 20:55 | ID: 733043
Ja jechałam w nocy do porodu i musieliśmy naszego wielkiego psa wywalić na dwór(żeby domu nie zdemolował jak kiedyś gdy został sam), który za każdym otworzeniem drzwi wpychał sie do domu. Był tak zestresowany, ze walnął nam wielką kupę na przedpokoju. Poza tym okazało sie, że padł nam akumulator i musieliśmy czekać na moją mamę a do szpitala było z 25km i trzeba było się śpieszyć bo skórcze juz co 5 minut ale jak sie okazało to tak szybko nie poszło. W koncu zdecydowali się zrobic mi cesarkę i jak sie o tym dowiedziałąm to cała akcja porodowa mi staneła. Zero skórczy
26 stycznia 2012 23:11 | ID: 733966
Zabawna sytyuacja, jak rodzilam drugim razem byla sytuacja gdy moj maz dowiedzial sie,ze juz rodze. Otoz byla niedziela i moj maz byl w pracy. Nie moze miec teleofnu przy sobie ale wszyscy wiedzieli jaka sytuacja. Godzina 14:50 dzownie i mowie: "Kochanie mam skurcze. Moj maz na to: co ile masz te skurcze?" No to mu mowie,ze co 5 minut ale nie spiesz sie bo jeszcze daje rade. No to on mi tlumaczyl przez telefon co i jak. Zdenerwowany i zestresownay bardziej ode mnie. Powiedzial,ze bedzie w 5 minut. Przyjechal w 4 minuty:). Ja miedzy czasie zdazylam sie wykapac, znioslam sobie torby na dol. Jak przyjechal to chcial mnie pobic,ze dziwgam i ze sie wykapalam. Na co odparlam mu,ze brudna i smierdzaca to ja do szpitala nie pojade. Zaczal sie ze mnie smiac. Zlozliwosc przedmiotow martwych sprawila,ze musial zatankowac. Stacje mielismy niedaleko a mnie skurcze przybieraly na sile. ale humor dopisywal, tylko jak przychodzil skurcz to bylo mi malo do smiechu. Maz tankuje, zdenerwowany pruje sie na Bogu ducha winnego pana:Panie szybciej zona mi rodzi. Wsiadl do auta,chcial wyjac karte ale z nerw wylecialo mu wszystko:). Po cyzm kolejka aut przed nami sporawa.Zlosliwosc przedmiotow martwych. Moj maz krzyczy na cala stacje: "Ludzie zona mi rodzi, pusscie mnie". I stal sie cud wszyscy nas puscili:D. Po przyjeciu do szitala do momentu porodu moj maz kursowal 3 razy. Bo raz sie okazalo ze nie mam sztuccow, klapek i czegos jeszcze. Czekal ze mna grzecznie znowu i znow po cos jechal. Znowu wrocil do domu i zostal, bo stwierdzil:"Jade do domu bo dzis pewno nie urodzisz a ja jutro ide do pracy. To sie wyspie". Po czym o godzinie 23:30 dzwonie zeby przyjechal bo rodze. no i o polnocy przyjechal:)
27 stycznia 2012 09:01 | ID: 734081
U mnie było zabawnie jak położne przychodziły co 2 godziny badać tętno dzieci i za każdym razem musiały szukać Mikołaja...tak się wiercił...ja spanikowana wypytywałam czy mógł się znowu przekręcić...bo powiedziano mi że jest położony miednicowo a jego uzołenie raczej na to nie wskazywało przy tych badaniach;)
Byłam w strachu że jednak każą mi rodzić naturalnie:/
30 stycznia 2012 17:47 | ID: 736269
znajoma budzi męża nad ranem wstawaj bo będe rodziła a on do niej ić spać zawsze sobie porę znajdziesz,a rodziła już trzecie dziecko no i poczekała urodziła w domu
30 stycznia 2012 21:32 | ID: 736412
To jak ja zaczelam rodzic to nawet nie wiedzialam ze to juz bo siedzialam na familie.pl i sie radzilam :D (jeszcze raz dziekuje za wsparcie)
Na samej porodowce to na kazdym KTG moje dziecko dzielnie kopalo sondy wiec bykres mieli baaardzo ciekawy... na dzien dobry zdazylam nakrzyczec na ordynatora z to ze on na mnie krzyczal wiec dali mi relanium na uspokojenie :P Pozniej lezac na porodowce uczylam sie na kolokwium i lekarz ze mnie szydzil : pff...taki lajcik to nic ze rodzi, a co tam przeciez to nic takiego...
Pozniej jak juz przestalam ryczec po tym jak mi oznajmili ze bede miec cesarke wiozac mnie na oddzial chirurgiczny dwa razy polozna z lekarze ze w drzwi wycyrklowali :P Pozniej juz bylo duzo zarcikow ze strony pana doktora mniej lub bardziej udane np:
-nonono jaka ty ladna w srodku jestes moze nawet ladniejsza jak na zewnatrz
-liczy sie wnetrze
Nastepnego dnia byly 4 porody... co to sie dzialo na porodowce najlepsza w tym wszystkim byla pani salowa ktora przychodzila do mnie na ploteczki jako ze lezalam sama: "gadalam ostatnio z Olą i jej sie pytam Oleńko a tak ile porodow przewidujemy na ten miesiac?-terminowo to ze 4_kurde ale nie mowila ze dziennie"
Jeszcze nie zapomne jednego ojca ktory podczas gdy zona lezala zmeczona na porodowce on szczesliwy na korytarzu gada (wrecz krzyczy) przez telefon " kurcze stary teraz to ja wszystko rzucam picie rzucam palenie rzucam" :P
2 lutego 2012 11:59 | ID: 738151
To jak ja zaczelam rodzic to nawet nie wiedzialam ze to juz bo siedzialam na familie.pl i sie radzilam :D (jeszcze raz dziekuje za wsparcie)
Oj pamiętam,pamiętam :))))
U mnie najzabawniejszy był fakt,że jak dostałam już pożądnych skurczy i postanowilismy wyruszyć na porodowkę to pomyślałam,że przez tyle godzin porodu to pewnie zgłodnieje :))),więc jedziemy do supermarketu po jakies krakersy. Tam przy dlugiej kolejce skręcałam się z bólu,ale aby nie robić paniki uśmiechałam się do kasjerki,która chyba się zestresowała.
10 kwietnia 2013 15:59 | ID: 944517
kiedys szłam z synkiem i sąsiad był na podwórku a mój synek tata a ja się smiałam
12 kwietnia 2013 11:34 | ID: 945842
Fajnie poczytać i można się pośmiać
28 kwietnia 2013 23:31 | ID: 954649
W moim przypadku najzabawniejszą sytuacją było odejscie wód... Oglądałam sobie jakiś film w nocy, gdy czuje że coś leci.. myśle- znowu się posikałam...ale nie mogę tego zatrzymać, budzę męża żeby mi się z łóżka się posunął, wstałam, a tu istny wodospad... ucieszona, a zarazem przerażona ilością wód krzyczę na męża żeby po mopa biegł, dgy już troszkę się uspokoiło, biegnę do mamy się pochwalić że wkońcu rodzę, ta śpi, więc prawie krzycząc oznajmiłam że rodzę, mama tylko przytaknęła, a ojczym do mnie - "to co teraz, jedziesz do szpitala????" odparłam twierdząco i ucieszona poszłam się umyć... za chwilke słyszę jak mama wbiega po schodach (obudziła się wkońcu :)), Rodzisz? Ucieszona odparłam ze tak...a mama ze smutnym wzrokiem mi odpowiedziała.... Dziecko Ty się tak nie ciesz, nawet nie wiesz jaki teraz ból Cie bedzie czeka... no i miała racje był to najgorszy ból jaki kiedykolwiek przeżyłam, ale posiadanie mojego synusia- bezcenne...
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.