My mieliśmy wodzireja i przed weselem spędziliśmy z nim wiele czasu na omawianie planu wesela. Nie chcieliśmy kompromitacji. Nie wyobrażałam sobie, by miały się odbyć nieprzyzwoite konkursy wiedząc, że nie wszyscy będą na tyle pijani by je przyjąć jako zabawę. Prawie do końca wesela byli z nami nasi dziadkowie i nie wszyscy pili... W ogóle zabawy są ok ale tylko w dobrym guście.
U nas z najdłużej pamiętanych jest jezioro łabędzie, gdzie panowie w strojach baletniczek mieli się wdzięczyć przed publiką; podzielenie gości na tych stojących za młodym i tych za mną - miałam dyrygować zespołem najpierw swoim, który śpiewał sto lat - któy zespół głośniej, ten wygrywał lecz później była zamiana... ja musiałąm dyrygować rodziną męża i odwrotnie tylko mieli śpiewać "góralu, czy ci nie żal" :) było troszkę śmiechu... i zabawa przy stole na rozruszanie jeszcze trzezwego towarzystwa: "szła dzieweczka do laseczka" tylko ze słowami refrenu: na lewo, na prawo, do góry w dół, do przodu, do tyłu, nóżką pod stół :)
Zaznaczyliśmy także, by gorzko, gorzko było umiarkowanie mało i bez zbędnych jak dla nas tandet w stylu a teraz państwo płodzi wchodzą na stół i gorzko, gorzko... Nie chcieliśmy nikogo zniechęcać... Nie było także zabaw, gdzie panowie mieli brać na ręce "obce" kobiety, bo to zawsze prowadzi do niedomówieć... a to pani poczuje się urażona, bo uważa, że za dużo waży... a to jej mężczyzna zechce powiedzieć conieco panu, który łapał w dziwnych miejscach... :) Oj dużo by o tym pisać :)