u mnie na początku była walka o utrzymanie ciąży - do szpitala trafiłam z bólami podbrzusza i plamieniem. po kilku dniach lekarz stwierdził, że ciąża się nie rozwija, że trzeba wyskrobać. na żądanie mnie wypisał na przepustkę i pojechałam prywatnie do innego gina. ciąża pięknie się rozwijała. do 12 tygodnia jednak bardzo na siebie uważałam. w 17 tygodniu pojawiły się znów bóle i twardnienie brzucha. znów szpital. po lekach jakie dostawałam miałam silną zgagę i zaparcia, które nie ustąpiły już nigdy. w 23 tygodniu kolejny pobyt na oddziale - silne migreny. od 28 tygodnia praktycznie mieszkałam w szpitalu - zaparcia, bóle brzucha, zgaga. już wtedy zaczęła mi się skracać szyjka i wychodziły skurcze. po lekach dostawałam łopotań serca, miałam problemy z chodzeniem nawet (cała drżałam), do tego swędzenie brzucha i piersi. w 33 tygodniu byłam juz tak wykończona tym wszystkim, że na obchodzie powiedziałam wprost "albo mi robicie cesarkę, albo sama ją zrobię". wówczas lekarze po naradzie zmniejszyli mi ilośc leków i obiecali, że po skończonym 36 tc. rodzę. niestety - nie dało się. bez leków skurcze powracały i koniec końców na zakończenie 35 tc. zostałam mamą. i bardzoooo mi ulżyło.
co prawda zaparcia i zgaga pozostały, ale teraz już wiem od czego (kamica oraz choroba żołądka i jelit).
i pomimo cięzkiego okresu ciąży - cieszę się, że mam Antonię. kiedyś chcę powtórzyć wyczyn, aby mała miała braciszka.