Pierwszy dzień urlopu zaczął się dla mnie o 5.50! Nie, nikt mnie nie obudził...sama się obudziłam jak zawsze do pracy. Od razu byłam wyspana więc wstałam. Lubię otworzyć o tej porze okno w kuchni bo 6.00 biją dzwony kościelne, których dźwięk wywołuje (nie wiem dlaczego) uśmiech na mojej
twarzy:)
Michaś też celebrował mój urlop wstając godzinę wczesniej niż zwykle:)
Mam nadzieję, że nikt z pracy dziś nie zadzwoni...
Plany mamy z Michasiem dziś naprwdę wielkie --- NIE ROBIMY NIC:D
No może oprócz drobnych czynności gospodarskich:)
Koszmary mnie meczyły dziś w nocy...takie, że obudziłam się z płaczem. Odganiem złe myśli ale coś we mnie siedzi i nie pozwala zaznać ukojenia.
A ja nigdy nie lekceważę sygnałow podświadomości.
Strasznie tak czekać na jakieś tąpnięcie. Wiesz, że coś sie wydarzy ale nie wiesz gdzie i kiedy.
No i napisałam to.
Tymczasem idę zająć się tymi "drobnymi" pracami - praniem, sprzątaniem i gotowaniem:)