Tak inna niż wszystkie wcześniejsze. Chcialam, spróbowałam namówić zwaśnioną stronę do pojednania wigilijnego. Nie dało się. Pojechałam na wcześniejszą kolację do mojej chrzestnej. Myśle, że Ona była gotowa na pojednanie, wybaczenie. Dała mi opłatej by przekazać tamtej stronie.
Bardzo to dla mnie trudne. Bo nie pamiętam wigilii bez mojej cioci. A tą drugą stroną jest moja mama. Serce rozdarte. Obie kocham.
Dlaczego konflikty rujnują aż tak silne więzi? Dziś jest mi po prostu żal. Bo wiem, że konfilkt męczy je obie. Nie wchodze w głąb jego. Chciałam tylko być mostem po którym można przejsć na drugą stronę. Nie powiodła się ta moja misja...
I Bogu dziękuję za moją rodzinę. Po wigilii u mamy z ulgą wróciliłam do siebie na piętro. Nie umiem udawać, ze wszystko jest ok. Nie cieszyła mnie tak ta kolacja jak zawsze.
Dopiero na swoim terenie, obierając pomarańczę, patrząc na mężula bujającgo się na swoim gwiazdkowym prezencie i syńcia bawiącego się prezentami...poczułam to coś. To co nazywa się spokój, ukojenie...przez innych nazywane jest radością:) Poczułam, ze kocham miejsce w którym jestem. Kocham swoją rodzinę i swój dom.
A prezent dla mężula trzymałam do końca w tajemnicy:) Wczoraj go kupiłam i zawiozłam do sąsiada, który przechował go do dziś:)
Mina mojego meża, kiedy zobaczył co stoi pod choinką - bezcenna:) Od dawna marzył o fotelu bujanym:) Tylko powinnam kupić dwa bo syńcio chyba juz pokochał miłością szaloną prezent tatusiowy...:)
Życzę Wam ciepła domowego ogniska...zanim się nadąsacie czy pokłócicie z byle powodu...pamiętajcie, ze naprawianie jest strasznie trudne. Pokoju Wam życzę i pomyślności:)