Matka jest tylko jednaKategorie: Książki i literatura, Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 156873 |
Nadesłane przez: sedna85 dnia 19-12-2012 11:31
Gdzieś we wrześniu w piatym miesiącu ciąży pojechaliśmy z chłopem do warszawskiej Arkadii. Przypadkowo spotkałam tam dawno niewidzianego, lubiącego o siebie dbać [ech, ci metroseksualni...], kolegę...
- Oooo...! To ty! Sieeema! Ojej trochę ci się przytyło, co? [tu figlarny uśmiech]
- No słuchaj, jak na piąty miesiąc to właśnie niewiele...
- Hahaha...! Ach jak ja chciałbym być kobietą i za każdym razem jak zjem za dużo mówić, że jestem w ciąży! [puszczone oczko]
-Ale ja naprawdę jestem w ciąży!
-Hahahaha! Weeeź! Mam świetną siłownię, zresztą możemy iść razem pobiegać. Oooo.... ja tam idę, bo se spodnie muszę kupić. Idziesz ze mną? To in tacz jesteśmy, ok? Paaaa!
I tak sobie właśnie pogadaliśmy. A potem znalazłam D. i poszliśmy kupić nasz pierwszy w życiu odkurzacz.
Nadesłane przez: sedna85 dnia 18-12-2012 11:24
Wrześniowe rozkimnki...
Jak się czujesz? Jak tam dziecko? Pewnie jesteś szczęśliwa?
No jasne. Każdy byłby szczęśliwy przez pierwsze miesiące rzygając, przez następne odrzucając na bok kolejne za małe ubrania, a potem leżąc plackiem, bo łożysko się przesuwa.
A tak na serio. Pamiętam jedną katechezę, przeprowadzoną jeszcze w podstawówce, na której katechetka żaliła się, że kobiety coraz częściej mówią o sobie "jestem w ciąży". Pani katechetce wyrażenie "w ciąży" kojarzyło się z jakimś niemiłym ciężarem, z czymś trudnym do zniesienia. Sugerowała nam raczej nazywanie ciężarnych mianem "noszących dziecko pod sercem" lub "będących w stanie błogosławionym".
Otóż: nie czuję się w stanie błogosławionym. Nie czuję żadnej łaski, która miałaby na mnie spłynąć z dniem poczęcia i która pomogłaby mi przetrwać tygodniowe zaparcia, krwawienie, wieczny niezaspokojony głód, sikanie co pół godziny [co pół godziny, naprawdę!], zmiany nastrojów, bezsenność [spróbujcie nie spać na brzuchu, gdy całe życie spaliście na brzuchu] i coraz większe zmęczenie przy pokonywaniu coraz mniejszych odległości.
Mało tego: ja wręcz nie chcę żeby ten stan - w którym co setna osoba jest w stanie ruszyć dupsko i ustąpić miejsca kobiecie z brzuszkiem; w którym trzeba zakląć i zagrozić obsikaniem, żeby ktoś przepuścił w kolejce; którego ty sama dobrze nie rozumiesz, a lekarzowi za mało płacą w NFZ, żeby ci to dokładnie wyjaśnił - był błogosławiony. Może kiedyś był. Teraz ja tego po prostu nie czuję.
Nie, zdecydowanie nie czuję się w stanie błogosławionym. Moja prywatna niechęć do tego słowa może się wiązać z tym, że wmawiająca nam je katechetka starała się nas również przekonać do tego, że tampony to wynalazek diabła, a szare mydło to jedyny kosmetyk dobrze służący naszemu ciału.
W jakim stanie w takim razie jestem? W jak najzupełniej normalnym i nie wyobrażam sobie, żebym mogła być teraz w jakimś innym. A każde dwudziestominutowe stanie w kolejce umila mi stuku puku w brzuchu, do którego nic mnie zniechęci.
Konkluzja ostatnia: coraz częściej zamiast czuć się kobietą uduchowioną ciążą, czuję się jak zwykły, prosty ssak :)
Nadesłane przez: sedna85 dnia 18-12-2012 11:22
Wpis z piątego czerwca :)
Wczoraj po raz pierwszy zobaczyłam, co za dziad siedzi mi w brzuchu i zrobił ze mnie taką zołzę. Pogroziłam mu palcem i zapowiedziałam, że jak będzie mamusię wyprowadzał z równowagi, to sobie poważnie porozmawiamy, jak już raczy wyjrzeć na świat. Całe zajście zostało udokumentowane odpowiednimi zdjęciami, więc nawet będę w stanie przedstawić za 7 miesięcy jako takie dowody :) Jedyne, co gnom miał na swoje usprawiedliwienie, to 5,8 mm długości i bicie serca: 111 na minutę. Były to argumenty, na które nie umiałam odpowiednio szybko zareagować, ale moja siostra sformułowała za to trafną ripostę:
- Jeśli ty przez te niecałe sześć milimetrów jesteś wredna, to co będzie jak dziecko urośnie?