Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 90066 |
Nadesłane przez: oaza dnia 09-03-2011 14:15
Może jeszcze nie czuję się idealnie, ale jest zdecydowanie lepiej. Nadal dokucza mi silny kaszel (ale nie wypluwam juz płuc przy okazji), no i najważniejsze, przestały boleć mięśnie...Jeszcze troszkę głowa pobolewa, ale do przeżycia...Właśnie o 3:00 nad ranem obudził mnie potworny ból głowy. Bałam się jednak wziąć kolejny apap extra, więc uwaliłam się z mokrą pielucha tetrową na łbie. Muszę przyznać, że troche pomagało, bo jakoś do rana podrzemałam.
M. wstał i pogonił mnie do porządnego spania juz po wzięciu apapu. Przespałam i wstałam prawie jak nowo narodzona, tyle, ze osłabiona i mokra jak szczur, ale bez żadnych wiekszych boleści. Nawet jestem w stanie zrobić dla wszystkich obiad.
M. dzis jedzie w trasę, wiec wykonałam telefonik do mamy i poprosiłam, żeby wzieła Matusia jutro do siebie na kilka godzin. Zgodziła się! Tylko, że jak ja sie czuję coraz lepiej, to tak mi trochę głupio "sprzedać" synka do mamy. Nawet na kilka godzin.
A, i przy okazji wczorajszego Dnia Kobiet dostałam od chłopaków śliczny bukiecik, który mi wręczył synuś ze słodkim buziaczkiem. Poza tym dotarł, równiez wczoraj, rowerek stacjonarny:) Także po porodzie nie będę miała żadnych wykrętów, żeby wrócić do formy, choć wszyscy mówią, ze to na pewno słomiany zapał z mojej strony.
Nadesłane przez: oaza dnia 08-03-2011 14:46
I po jaka cholerę potrzebny mi teraz kaszel i ten potworny ból głowy? Czy ja się o to prosiłam? nie przypominam sobie! Kaszel jak kaszel, wprawdzie przy każdym ataku czuję się jakbym płuca miała wypluć, ale gorzej z bólem głowy...Wziełam już raz apap extra, pewnie na noc wezme drugi, bo niczym innym sie nie podratuję...Aaa, jeszcze homeopatia, czyli stodal na kaszel i oscillococcinum...Ratuję sie jak mogę i mam nadzieję, że nic gorszego mi sie nie przyplącze...Buu, nie znoszę chorować, a tym bardziej w ciąży, kiedy nie mogę zaaplikować sobie jakiejś porządnej dawki leków.
Na szczęście Mati juz nie gorączkuje. Ma wprawdzie podwyższoną temperaturę, ale nie gorączkę...czyli może jednak na te zęby to było?
No cóż, ja sie kuruję, a wszystkim Paniom z okazji naszego święta, życzę wszystkiego najlepszego!!!
Nadesłane przez: oaza dnia 07-03-2011 23:13
Dziś do pionu postawiłam M., że koniecznie muszę dziś pokupować do szpitala dla siebie i maleńkiej. M. próbował mnie przekonać, że jeszcze czas, ale ja uparciuch teraz jestem i dysutować za bardzo mi się nie chce. Jak nie po mojej mysli, to zaraz focha strzelam. Wymiękł wobec tego i pozwolił mi wyjść zrobic owe zakupy.
Jednakże ciężko mi...cholibka, zaplanowałam sobie trasę, że wejdę tu i tu, kupię to i to, a już w połowie miałam dość i wracałam do domu żółwim krokiem. Tak czy siak sto złotych prawie wydane.
W domu M. siedział z Matim (obaj 20 minut wcześniej wstali po drzemce), a była godzina 15:30 i...nic. Nawet zupy małemu nie podgrzał, no to na niego naskoczyłam. Własnie wtedy dowiedziałam się, że przed chwilą wstali i dojrzewają. A ja się czepiam. No fakt, czepialska jestem strasznie.
Dodatkowo denerwuję się samopoczuciem małego. Znowu około 17:30 temperatura 38,7 stopni. Podałam ibufen i pół godziny później nie to samo dziecko. Szalał z tatą na całego. Wieczorem, przy myciu zebów, okazało się, że ma opuchniete dziąsła. Wyglada na to, że wyrzynaja się kolejne zęby. Może stąd ta gorączka? Innych objawów brak. Mam nadzieję, że sie nie mylę.