Życie z AniołkiemKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 80, liczba wizyt: 182496 |
Nadesłane przez: nowisia 01-06-2011 15:51
W zeszłym tygodniu w piątek mieliśmy pięknie zaplanowany wieczór. Dostaliśmy zaproszenie do mojej koleżanki na kolację weselną. Miałam wszystko ustawione - odbieram Julke ze szkoły, potem zabiera ją mój tata, a ja wskakuje pod prysznic, robię się na bóstwo i na 19 jesteśmy w knajpie. Dobre żarełko, fajny klimacik - zapowiadało się po prostu extra....
tymczasem....
Odbieram Julkę ze szkoły. Skarży się, że bolą ją nóżki. Na pocżątku nie zwracan na to uwagi...ale patrzę w dół...i oniemiałam - kostki miała napuchnięte zaczerwienione i bolące, ściągam skarpety - paluszki jak prosiaczki....norlanie miękko mi się zrobilo w nogach. Niewiele myśląc wsiadłam w samochód i pojechałam do przychodzi. Tam lekarka wypisuje mi skierowanie do szpitala. Jadę najpierw do dziecięcego...po drodze wpadłam w panikę, co to może być?? Po tym, co nas spotkało z Zośką miałam najgorsze z możliwych myśli - że wysiadły jej nerki, że pewnie ma cukrzycę, że jakieś kłopoty z krążeniem.
Na szczęście w szpitalu szybko schodzi do nas lekarz robią jej badania w których nic nie wychodzi...Mocz Ok. Lekko obniżona Hemoglobina i lekko podwyższone CRP. Ale lakarz karze nam jechać do szpitala wojewódzkiego na konsultacje ortopedyczną. Tam - masakra! Ludzi od groma, różne przypadki i wypadki. Suma sumarum po zrobieniu RTG wchodzimy do gabinetu dopiero o 22. Okazuje się, że ortopedycznie też jest wszystko ok. Jak ja to lubie...objawy są a nikt nic nie wie i diagnoza niemożliwa do postawienia...Pawdopodobnie przeciążenie, zalecenie - leżenie w łóżku przez 2 dni, Naproxen + okłady z altacetu. Wszystko zeszło i niby powinnam się cieszyć...Ale cały czas nie daje mi to spokoju. W piątek idę do lekarza może da skierowanie na jakieś bardziej szczegółowe badania.
I tym sposobem kolacja przeszła bokiem....Zawsze jak się na coś cieszę i coś sobie zaplanuję trafia jasny szlag:) A ja ciągle myślę, czy wszystko jest z Julką w porądku...