O tym i owymKategorie: Zainteresowania Liczba wpisów: 134, liczba wizyt: 562085 |
Nadesłane przez: Ulinka dnia 14-06-2010 19:57
Jak można było się spodziewać, im bliżej wyborów prezydenckich, tym kampania robi się bardziej dynamiczna. Rosną, skutecznie podkręcane sondażami, emocje w sztabach wyborczych. Niektórym puszczają nerwy, straszą procesami sądowymi. Rosną też emocje zwolenników czy też przeciwników poszczególnych kandydatów, dyskusję są burzliwe, dochodzi czasem do spięć, nie tylko tu na Forum, ale także w rodzinach, wśród przyjaciół i znajomych.
Kandydaci dwoją się i troją, odbywają spotkania z wyborcami, uczestniczą w wiecach, organizują happeningi, pikniki, przemawiają z trybun, rozdają uśmiechy, na ulicach pojawiły się plakaty.
Pierwsza debata telewizyjna kandydatów już za nami, czy będzie kolejna? Nie wiadomo, aż chce się zacytować: Największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz…
Wszystko te zabiegi mają przekonać niezdecydowanych, gdyż zdecydowani zdania raczej nie zmienią. Media konsekwentnie nie ustają w przekonywaniu wyborców, że jest tylko dwóch kandydatów, inni się nie liczą a głos na nich oddany, będzie głosem zmarnowanym. Uwiarygodnić to mają sondaże przedwyborcze.
Mimo to, wiele osób w dalszym ciągu nie wie na kogo głosować lub waha się, myślą - skoro wszystko już jest przesądzone, to nie ma co sobie głowy zawracać - i nie mają zamiaru iść na wybory.
Ja na szczęście nie mam takiego dylematu. Na wybory zawsze chodzę, pójdę i teraz. Wiem, na kogo będę głosowała i nie uważam, że mój głos będzie zmarnowany, nawet gdyby mój kandydat nie przeszedł do drugiej tury. Nie oddam swojego głosu, na kogoś kogo nie akceptuję, tylko dlatego, że będzie to mniejsze zło, że zapobiegnie powrotu IV RP, czym nas nieustannie straszą. Nie można być tak, że głosujemy tylko „przeciw”, powinniśmy głosować „za” konkretnym programem.
Nadesłane przez: Ulinka dnia 10-06-2010 17:30
W każdej chyba szkole pod koniec roku szkolnego, gdy przychodzi czas wystawiania ocen, zaczyna się istne szaleństwo. Nauczyciele poddawani są ogromnej presji zarówno ze strony uczniów, którzy dopiero kiedy mają nóż na gardle próbują poprawić swoje oceny, jak i ich rodziców, którzy dopiero teraz obudzili się i próbują „pomóc” swojemu dziecku. Wcześniej trudno było ich ściągnąć do szkoły, niektórzy zjawiali się tylko cztery razy w roku na wywiadówkach, inni rzadziej albo wcale.
Na parę dni przed klasyfikacją, zaczynają się pielgrzymki do nauczycieli, pedagoga, dyrektora. Niektórzy szukają dojścia do nauczycieli poprzez znajomych. Jedni po to, by wyprosić na nauczycielu wyższą ocenę, która podwyższy średnią i da świadectwo z czerwonym paskiem, inni - i tych jest znacznie więcej - próbują wynegocjować ocenę dopuszczającą, mimo iż dziecko miało jedynkę na półrocze i w drugim okresie też same jedynki. Rodzic ucznia zagrożonego nieuzyskaniem promocji do klasy wyższej, ma nadzieję, że jeśli jeden z nauczycieli się ugnie, to wtedy i drugi podwyższy ocenę. Ci bardziej honorowi proszą o danie synowi, czy córce jeszcze jednej szansy: napisania sprawdzianu, dodatkowej odpowiedzi.
Niektórzy rodzice próbują wynegocjować pozytywną ocenę obiecując przenieść dziecko do innej szkoły, pod warunkiem, że otrzyma promocję do kolejnej klasy. Zdarzają się i tacy rodzice, którzy za niepowodzenia szkolne swoich dzieci obwiniają szkołę, nauczycieli, którzy nie potrafią nauczyć ich dziecka, albo są niesprawiedliwi, lub też nie powiadomili ich o grożącej ocenie niedostatecznej. Nie widzą niczego niestosownego w tym, że sami nie zainteresowali się wcześniej sytuacją szkolną swoich dzieci.
Takie żenujące sytuacje powtarzają się co roku, często w wykonaniu tych samych uczniów i rodziców.
Nadesłane przez: Ulinka dnia 08-06-2010 18:13
Po napisaniu artykułu o mizoginistach, odezwały się głosy oburzonych mężczyzn. Uznali, że artykuł jest jednostronny, że pokazuje tylko złych mężczyzn a przecież bywają także złe kobiety. Jeden z nich zauważył, że warto wspomnieć również o mizoandrii, czyli o sytuacji, w której to kobieta nienawidzi mężczyzn. Postanowiłam więc, że zajmę się i tym tematem. Ale nie o tym chcę dziś napisać.
Zastanowiły mnie słowa rzucone przez jednego z mężczyzn, którego wypowiedzi niezmiernie cenię i najczęściej zgadzam się z nimi. Zacytuję je: „Widzę, że coraz bardziej uderzasz w mężczyzn - czy to słuszne? Napiszę krótko nie tędy droga - moja droga.”
Długo nad tym myślałam i uznałam, że jest w tym trochę racji. Faktycznie tematy, które poruszam pokazują często mężczyzn w niezbyt dobrym świetle. Czy wynika to z uprzedzenia w stosunku do nich? A może z zazdrości wobec nich? Niektórzy pewnie sądzą, że powodem jest jakieś moje osobiste doświadczenie, które powoduje, że nienawidzę mężczyzn. Muszę ich jednak rozczarować, Nie, nie to jest przyczyną.
To, że podejmuję tematy mówiące o gorszej pozycji kobiety w Polsce, że twierdzę, iż w rodzinach zdarza się przemoc, której sprawcami częściej są mężczyźni niż kobiety, nie świadczy o mojej nienawiści do mężczyzn. Nie podoba mi się system, który pozwala na nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn w życiu zawodowym, społecznym, nie godzę się na przymykanie oka na przemoc w rodzinie, wiem jak trudno wyzwolić się z toksycznych związków. Nie oznacza to, że nie dostrzegam kobiet stosujących przemoc wobec swoich mężczyzn, że nie widzę dobrze funkcjonujących rodzin. Widzę, ale ten artykuł dotyczył mizoginii, w kolejnym rozprawię się z mizoandrią.
Tak już jest, że skupiamy się częściej na tym, co źle funkcjonuje a pomijamy to, co dobre. I to uświadomili mi mężczyźni komentujący artykuł o związkach mizoginicznych.