Nadesłane przez: oaza09
dnia 31-03-2010 22:38
Kocham mojego M., ale czasami mam wrażenie, że on mysli, że ja "siedzę" w domu i nic nie robię, bo bez przerwy bałagan (czyt.zabawki). Dzis Smyk obudzil siebie i mnie, jak zwykle zresztą, w granicach godziny 6:00. M. łypnał na nas okiem, obrócił sie na drugi bok i spał dalej. Ok, rozumiem, wczoraj późnym wieczorem zjechał po 24hz trasy, więc niech śpi.
Zrobiłam śniadanko, pobawiłam się z małym i siadłam na chwilę do komputera. Chwila sie przedłuzyła, a Mati korzystając z mojej nieuwagi bawił się cichutko...w sprzątanie w komodzie...Połowa ciuszków wyladowała juz na podłodze kiedy się zorientowałam...To zaczełam układać, a Mati dorwał swoja niedokończoną bułeczkę.
Jak się okazało, wcale nie miał zamiaru jej kończyć, za to świetnie sie bawił krusząc...no to w ruch zmiotka i szufelka.
Trzeba wstawic pranie, łazienka mała, więc segregacja polega na wyjeciu wszystkiego z pralki i włozenia do niej z powrotem tej części brudów, które mają byc wyprane...Proszek, płyn pralkę zamyknełam, a gdzie reszta?? No cóż w przedpokoju porozwalane...Pozbierałam...
Wstał M. wyszykował się i do pracy...Ja zaś małego pod pachę i na spacer połączony z zakupami, bo słońce na dworzu...dotarliśmy do Biedronki, zrobiłam zakupy, coś sporo tego, dobrze, że kosz w wózku...wychodzimy ze sklepu, a tu niespodzianka...Zimno jak cholera, a jeszcze kosmetyki muszę zanieść klientkom...dobrze, że miałam koc, to małego opatuliłam...Szybkim krokiem ruszyłam, załatwiłam co miałam załatwić i do domu...Wtarabaniłam się z małym w jednej ręce, z zakupami w drugiej na IV pietro...Pranie akurat sie skończyło, więc rozwiesiłam na suszarce...Połozyłam Smyka spać, zrobiłam kawę i choc na chwile do komputera...Przyszedł M. i zaskoczony, że obiadu nie ma...
- juz robię - ja do niego
- dobra, zjem kanapki i kładę sie spać, bo wieczorem jadę w trasę. Obiad zjem jak wstanę...no dobra...
M. sie położył, za chwilę wstał mały...w złym humorze, bo znowu mu katar przeszkadzał i marudny...No to go zabawiałam, żeby tato troche pospał...ogladalismy obrazki w książeczkach, ja układałam klocki, a Mati burzył, troche kilania i dziecku humorek wrócił...
Czas przygotować obiad, ale najpierw zupa dla małego...Trzy łyżeczki zupy jak siedział u mnie na kolanach, a reszta przy zabawie i nijak nie mogę go tego oduczyć...
Zjadł nawet ładnie to czas zrobic obiad...Ja szykuję, a mały po kuchni buszuje...Interesował go śmietnik i jego zawartość taka strasznie ciekawa, to ja buch, nogą drzwiczki zatrzasnełam, bo ręce zajęte...to do szuflad ze sztućcami, to znowu nogą mu zamknełam...szuflad cztery i każdą otwierał, a ja noga zamykałam, dziecku sie spodobało, mi mniej, bo kondycji nie mam i noga mi cierpła :(
W końcu zaczełam smażyć kotlety, a mały do kurków to go pogoniłam, a ten w ryk i histerią próbuje wymusić co chce...Umarłego by obudził, więc tym bardziej nie miał problemów, żeby obudzić ojca, który wszedł do kuchni zaspany, a i tak 3 godziny pospał, z pytaniem czemu Mati tak sie drze?
- a weź sie jego zapytaj - odpowiedziałam
Wstawiłam ziemniaki, wziełam się za mizerię, a smyk dalej w kuchni, a M. przed telewizorem zasiadł!...no chyba sobie żartuje...Zaprowadziłam synka do tatusia, bramkę do kuchni zamknęłam i spokojnie dalej zajełam sie obiadem, tzn. chciałam spokojnie, ale małemu nie podobało się, że do kuchni wejść nie może i zaczął sie pod ta bramką wściekać dopominając sie wejścia...Nie uległam, a M. po kilku minutach małego zabrał...
Obiad gotowy.
Ja za jedzenie, a mały znowu w płacz...Jezu, co znowu?
- On chyba chce cycka - M. do mnie
- a ja chcę spokojnie zjeść - warknełam i dałam trochę ziemniaczków małemu, wziął trzy razy i mu złość przeszła i poszedł sie bawić...
Zblizała się 18:30 i chciałam spokojnie iść na komputer na pół godziny, bo o 19:00 szykujemy urwisa do snu
- Ty cały dzień tylko na internecie siedzisz! - M. do mnie
Normalnie szlag mnie trafił i mu wykrzyczałam, że ja mu nie liczę ile śpi, że w nosie ma zakupy, obiad ma pod nos podstawiony i jeszcze jakieś wyrzuty.
Wzięłam małego i poszłam do komputera wsciekła jak osa. M. przyszedł za nami wziął smyka i za jakieś 10 minut słyszę, że go kąpie...
Jak Mati zasnął, to M. do mnie, że przecież wieczorem spokojnie mogę sobie posiedziec przy komputerze, bo on juz tez jedzie
Tyle, że ja nie zawsze mam chęć, bo jutro w granicach 6:00 znowu pobudka.
No, ale przeciez ja nic nie robię...
Nadesłane przez: oaza09
dnia 25-03-2010 14:21
Wczoraj, z racji, że smyk gdzieś zarzucił moje klucze, to musiałam ratować się kluczami mojego M. Wzięłam małego na spacer, a jak wracaliśmy to zadzwonił M., że również wraca do domu. Dałam mu namiary na nas i zaraz pojawił się w zasiegu wzroku, bo jak sie okazało dzielił nas tylko budynek.
Przeszlismy przez skrzyżowanie i M. wziął wyjął małego na chodnik i trzymając się za ręce, panowie sobie razem maszerowali. Mi do towarzystwa musiał wystarczyć wózek.
I wszystko bylo ok, dopóki smyk nie postanowił iść samodzielnie, na co uzyskał zgodę tatusia...Mały był przeszczęśliwy, a ja uznałam, że takie biegi to lepiej w parku, a nie na chodniku blisko ulicy...
To usłyszałam, że jestem przewrażliwiona, że chcę małego pod kloszem trzymać itd. itp.
Strzeliłam fochem, bo nie miałam zamiaru sprzeczać sie na środku niemalże ulicy, a poza tym najważniejsze było pilnowanie dziecka, a nie sprzeczanie się. Przyjdzie na to czas.
Wieczorem siadłam i mówię, że mały ma teraz dopiero 14 miesięcy, w sumie biega jeszcze wolno, że zdąży się zareagować, ale jeszcze trochę, chwila nieuwagi i będzie na ulicy, że jeszcze ma czas na chodzenia sam na chodniku, niech najpierw w parku uczy sie reakcji na "Stój" czy "Poczekaj na mamę/tatę"...
Znowu usłyszałam, ze przesadzam...
Juz byłam tak zdenerwowana uporem M., ze mało sie nie poryczałam i uzyłam ostatniego argumentu...
"Jak go nauczysz, że może sam po chodniku chodzić, a za chwilę ruszysz w trasy, to dla nas spacery będa horrem, bo on będzie chciał sam, a ja nie dam rady z wózkiem i jego pilnować. Musi wiedzieć, że do parku jedzie wózkiem, a w parku biega ile sił w nóżkach i do woli"
Na szczęście ten ostatni argument do niego przemówił...W każdyn razie taka mam nadzieję... I wcale nie wydaje mi się, że jestem przewrażliwiona.