A nic tego nie zapowiadało...Dzień w ogóle zaczął się od niespodzianki, jaką był wczesny powrót M. z trasy. Miał byc wieczorem, a był o 5:30 rano...okazało się, ze jeden z busów rozkraczył się...na początku myślałam, ze niedaleko nas, bo miał wieczorem po ludzi pojechać, wrócić i z kolejnymi jechać w trasę...No cóż, to niedaleko okazało się pod Warszawą...Dlatego wrócił do domu.
Wstałam jak przyszedł, bo mnie obudziło przekręcanie klucza, pół godziny później wstał Mati...
M. poszedł spać, a my się sobą zajęliśmy. starałam się Smyka zabawiać, żeby był cicho, ale on miał inne zdanie na ten temat, więc zabrałam go do rodziców. Wyszliśmy po 9:00...
Będąc u rodziców, po godzinie 11:00 zadzwonił telefon, że potrzebują do pracy i czy to aktualne.
Okazało się, że dzwonią z firmy, do której ja dzwoniłam w lutym i obiecali, ze oddzwonią...No to oddzwonili, kiedy ja juz zapomniałam, ze do nich dzwoniłam :)
Pojechałam na rozmowę z bardzo sympatyczna panią...warunki mi odpowiadają, wiec sie zdecydowałam...Choć godziny pracy od 6:00 rano
Umówilismy się, że od 10 maja, bo wcześniej nie miałby mnie kto przeszkolić...A zadzwonili dopiero teraz, bo otwarcie się opóźniło...nie wnikałam, ważne, ze zadzwonili...
Po wyjściu zadzwoniłam do mamy i na dzień dobry zakomunikowałam, że szkoda byłoby taką pracę odpuścić, i że będę potrzebowała jej pomocy jak M. pojedzie w trasę...Powiedziała, że jakos sobie poradzimy. No, zobaczymy jak długo ten entuzjazm się u mamy utrzyma.
Tym samym we wtorek mały pójdzie pierwszy raz do Bajlandii, na poczatek na 2 godziny, bo musze się dowiedzieć co i jak, bo kiedyś juz pytaliśmy, ale nie pamietam...już jestem przerażona, bo wiem, że Mati będzie strasznie płakał, ale nie mam wyjścia...
O dziwo, zaskoczyła mnie reakcja M. Mam wrażenie, ze nie do końca jest zadowolony, mimo, że zaprzecza, ale ja go znam...
No cóż, będzie musiał sie bardziej zaangażować w opiekę nad dzieckiem