On,Ona i dzieciakiKategorie: Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 108, liczba wizyt: 252506 |
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 28-01-2012 16:21
Dzis obiecana historia mojej separacji z piekarnikiem.
Nigdy nie bylam osoba, ktora kocha gotowac i z kuchnia mialam tyle wpsolnego, co diabel z woda swiecona. Puki mieszkalam z babcia to ona gotowala a ja robilam reszte sprzatanie,mycie okien,etc. taki nasz maly uklad. Bylo mi dobrze. No ale sielanki stalo sie dosc, kiedy zaszlam w ciaze, wyszlam za maz i maz wrocil z wojska. Mieszkalismy chwile z babcia a pozniej poslzismy na swoje.
Jako ze nigdy nie mialam "przyjemnosci" gotowac na wieksza skale, jak dla siebie i gdy musialam to teraz przyslzo zmierzyc mi sie z piekarniekiem. Poniewaz od dluzszego czasu mieszkanie mamy stalo puste, bo wyjechala za granice to postanowilismy sie wprowadzic. W domu mielismy wszystko, co do zycia potrzebne no i moj felerny piekarnik.
Juz spiesze z wyjasnieniami dlaczego mamy sepracje z piekarnikiem:). Otoz omawiany tu piekarnik jest wiekowy. Pamieta czasy malzenstwa mojej mamy a bylo to lat...niech policze...16 lat ma piekarnik, wiec chlopak juz wiekowy ale dziala jak brzytew w kwestii pieczenia miesa i gotowania na kuchence...problem polega w pieczeniu ciast. Otoz galka od piekarnika wytarla sie. Na niej byly opisane sposoby ogerzwania piekarnika,czy z termoobiegiem czy tez nie, etc.
Chcac upiec ciasto problem polega na tym, ze z gory ciasto jest spalone a dolu w miare upieczone a w srodku wszystko plywa. Za pierwszym razem myslalam,ze to blad z mojej strony ale...drugi,trzeci,czwarty raz to juz nie mogla byc moja wina.
Ostatnio postanowilam zawiesic bronz piekarnikiem i wczoraj postanowilam upiec sernik i wiecie, co w miare sie udalo. Poprosilam mez by wymacal sie z galka i poprzekrecal ja zeby okreslic jak przy danym przekreceniu galki grzeje piekarnik. W przepisie bylo zeby piec 70-80 minut sernik a ja pieklam go dwie godizny z gory godzina i z dolu godzina:D
Ale sie udalo i to najwazniejsze:)
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 27-01-2012 22:06
Dzis byla piekna pogoda. Mrozik takze trzymal ale postanowilam: Idziemy na spacer,same. Tata pomimo wolnego pojechal na robote dorabiac, jak zwykle. W okolicach godziny 13 podjelam probe szybkiej ewakucaji z domu na dwor. strategia opracowana, plan przeprowadzony udalo sie wyjsc. Nikola troche pomarudzila ale poczula lekkie bujanie w wozku i zasnela.
Jako,ze Roksana jest starsza siostra to obowiazkowo musiala prowadzic wozek ze mna. Poczatkowo golymi raczkami i pomimo moich prosb o zalozenie uparla sie,ze nie zalozy. Jednak po 5 minutach mrozik zrobil swoje i bylo juz wolanie o rekawiczki. Szlysmy sobie spokojnym tempem w kierunku naszego osiedlowego parku.
Dookola byla cisza,mroz i skrzypiacy pod nogami snieg. Uwielbiam taka zime. Mroz na drzewach blyszczal w sloncu. Ach rozmarzylam sie:). Szlysmy sobie tak dzielnie dookola blokow. Gdy w polowie drogi moje dziecko sprawilo mi niespodzianke. Roksanie zachcialo sie siku i w momencie jak powiedziala o potrzebie zaczela sikac.
Troszke zdenerwowana sytuacja musialam skrocic spacer i przyspieszyc kroku. W powrotnej drodze Roksana marudzila, poplakiwala, troche sie ze mna poklocila,popyskowala i wciaz wolala "Mamuuuuuusiu nosek mi zmarzl i mi zimno".
Dotarlysmy do domu, gdzie przystapilam do czynnosci rozbierania Roksany a Nikola w najlepsze spala. W domu Roksa jeszcze troche poszlochala a pozniej rozeszlo sie po kosciach. Zrobilysmy obiad, Nikola pospala. Zadzownilam do mamy, ktora siedzi za granica, ogarnelam dom w claosci po remoncie calej gory,wiecej grzechow nie pamietam:).
Tylko po co ja sprzatam skoro za 2 tygodnie zacyznamy malowanie dolu. Tez mi sie zachcialo hardkorowego remontowania/odswiezania domu:). Raz kozie wio,jak nie teraz to kiedy.
I tak konczy sie ten dzien. Ja na noc postanowilam jeszcze upiec sernika ale nie wiem co z tego wyjdzie, bo dalej mam separacje z piekarnikiem ale to juz inna historia, o ktorej opowiem jutro:).
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 26-01-2012 23:58
Dzis bylo I szczepienie Nikoli w przychodni. To nic ze mielismy byc na 10, to nic ze wstalismy pozno. Dotarlismy do przychodni na 11, po drodze zlosliwosc przedmiotow martwych. Brak paliwa w aucie. Niestety smaochody nie chca jezdzic na powietrze:(. A benzyna i gaz ida w gore, oj boli:(.
No wiec po zatankownaiu dojechalismy do przychodni. Szczescie polega na tym,ze w naszej przyhcodni nie ma kilometrowych kolejek do pediatry. Przychodzi sie wyciaga karte i idzie sie dolekarza. Nie ma tez masy "geriatrycznej", ktora kicha,prycha,kaszle i rozsiewa multum zarazkow. Przed nami byl tata z synkiem-mieli takze szczepienie.
Wyciagnelam grzecznie karte i czekalam na sowja kolej z Nikola. Wizyta pacjenta przed nami trwala dluzsza chwilke. Gdy otworzyly sie drzwi to wiedzialam,ze latwo nie bedzie. Z dwoma kartami,ksiazeczka i Nikola pod pacha ruszylam w strone zoltego swiatla. Weszlysmy do gabinetu. Dziecko zmierzono urosla 3 cm i przytyla kilogram. Mierzy obecnie 60 cm i wazy w okolicy 5 kg. Pani dokotr osluchala. Decyzja: "szczepimy".
No i tu nastapila moje nastawienie psychiczne na to co dzialo sie po szczepieniu. Otoz wybralismy opcje bezplatnej szczepionki. Nie wiem czy to byl blad czy nie ale na pewno jest to stres dla dziecka. Z drugiej strony kiedys dzieci szczepili takimi szczepionkami i dzieci jakos przezyly.
Wklucia byly 3: jedno w lewe ramie-pierwsza faza placzu, drugie- w lewe udo-druga faza placzu i przerazliwy krzyk,trzecie w prawe udo-faza placzu,krzyku,lez jak gorchy i zapowietrzenie sie z nerw. Zamarlam w pewnym momenciem ale krzyknelam i zaczelam trzachac Nikola tak,ze zlapala chaust powietrza i znow zaczela oddychac. Z tego strasznego placzu, naklucia nie chcialy sie zagoic i leciala krew. Oj to bylo straszne przezycie.
Po wyjsciu z gabinetu tata byl przerazony i zal mu bylo dziecka. Uspokoilam ja, zasnelam niespokojnym snem. Bo co chwila sie wybudzala z przerazliwym krzykiem i lzami. Moja biedna kruszynka. Znow ja tulilam,calowalam, glaskalam i spiewalam spokojne melodyjki na uspokojenie. Jakos udalo sie zalagodzic te straszna histerie:(.
Trauma dla wszystkich a tata przerazony jest do tej chwili. Co chwila ma jakies schizy ze dziecko ma goraczke, ze nie chce jesc itd. Przy czym tlumacze mu co chwila ze to efekt poszczepienny i dzis taka bedzie.
Oj rola matki i zony to ciezki etat ale gdyby nie my kochane panie to nasze dzieci i mezowie bez nas by zgineli. Stanowimy dla nich oaze spokoju ale i mieszanke wybuchowa dla nerw. I za to ci nasi mezyczni nas kochaja:). A im bardziej zolzowata kobieta tym bardziej kurczowo sie jej trzymaja.
A moja kruszynka w koncu zasnela glebszym i spokojniejszym snem. Biedne te dzieci ledwo z brzucha wyszly a tu juz tyle nerwow,stresow i dookola krzywde robia tylko, ech...Ciezki los niemowlaka:).