Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 316476 |
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 09-11-2011 15:25
Wykończą mnie te wycieczki do przychodni. A tak niewinnie się zaczęło. Delikatny kaszelek i chrypka. Zdecydowałam się jednak na wizytę u pani doktor, bo ten kaszelek trwał już dobrych kilka dni i miałam wrażenie, że się nasila. Nie sądziłam, że wszystko się skończy na braniu dopupciowo antybiotyku z lidokainą. I to dwa razy dziennie. Paskudna angina. Rano i wieczorkiem musimy jeździć do Ł. Wstajemy o 7 rano, bo o 8 trzeba wyjechać z domu. Strasznie dzień rozbity przy tym wszystkim. Wracam, usypiam Szymciura, gotuję szybki obiad (o ile Szymicur zaśnie) i już trzeba myśleć o kolejnym wyjeździe. Dziś drzemka Szymciowa się troszkę przeciągnęła i udało mi się nawet troszkę poprasować.
Dzisiaj wracając z Ł. wstąpiłam do sklepu i zakupiłam Szymuszkowi zestaw gumowych zabawek do kąpieli. Ale będzie dzisiaj radości przy kąpieli :) Już się nie mogę doczekać. Uwielbiam mu sprawiać przyjemność. Uwielbiam jak się to moje małe słoneczko cieszy i raduje.
W piątek będziemy musieli jechać na zastrzyk do szpitala, bo przychodnie nieczynne :/
Czekam aż Szymciątko wstanie. Dzisiaj jedziemy troszkę wcześniej, bo obiecałam Teściowej, że ją odwiedzimy.
Aaa wczoraj udało mi się wreszcie oddać zdjęcia do wywołania. Zjęcia Szymciuszkowe :) Od chwili narodzin do chwili obecnej :)
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 06-11-2011 20:44
Dzisiaj pierwszy raz po chorobie byłam z Szymciurkiem na powietrzu. Mąż wyjechał do pracy, a my nie chcąc spędzić samotnie niedzieli, pojechaliśmy do moich Rodziców. Miałam plan zostawić Szymusia Mamie i pojechać do Kościoła, jednak Szymuś i Jego drzemka pokrzyżowali mi plany. Pojechałam za późno i nie zdążyłam na Sumę. Na wieczorną już nie chciałam iść, bo teraz zbyt wcześnie robi się ciemno, a nie chciałam z Szymusiem wracać po zmroku. Odwiedziłam za to cmentarze w Ł. i w N. Udało mi się odnaleźć nawet grób ciotki Anieli., z którym to grobem co roku mam problem, dosłownie tak, jakby co roku zmieniał swoje położenie :/ Niestety w Święto Zmarłych nie mogłam odwiedzić grobów bliskich, ponieważ okrutna choroba, będąca prawdopodobnie (wszystko na to wskazuje) trzydniówką trawiła w tym czasie Szymusia.
Rozmawiałam dzisiaj z Ojcem na temat kojca, który trzeba wybudować Panu Psu. Nie radzą sobie z tym psem kompletnie :( Już przez myśl mi przeszło, że trzeba go komuś oddać może albo co. Ale serce mnie i Męża zabolało na samą myśl o oddaniu w obce ręce członka rodziny jakby nie było. Ojciec ma obmyśleć plan jakby to miało wyglądać i w którym miejscu miałoby stanąć.
Szymuszek już sam potrafi usiąść :) Zuch chłopak. Dokładnie 3 dni temu po raz pierwszy samodzielnie, bez niczyjej pomocy posadził swoją pupeczkę na naszym sypialnianym łóżku. W tzry dni doszedł do takiej wprawy, że siada z taką łatwością, jakby się z tą umiejętnością urodził :) Mój aniołek najukochańszy w świecie!
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 28-10-2011 16:38
Podjęłam dziś kolejną próbę przekonywania Szymuszka do gotowanego przeze mnie jedzonka. Już raz mu zupkę jarzynową ugotowałam. Namęczyłam się, wszystko starannie zmiksowałam a Szymuszkowi ani się śniło ją skonsumować. Poddałam się. Dziś postanowiłam znów zawalczyć. Po pierwsze chyba posiłki przygotowywane w domu są zdrowsze (tak mi się przynajmniej wydaje), a po drugie przygotowanie takiego posiłku wychodzi taniej niż zakup słoiczka. Jako, że ulubionym Szymuszkowym słoiczkiem są "delikatne jarzynki z królikiem", wygrzebałam z zamrażarki kawałek króliczego mięska, obrałam zdobyte swojskie marchewki i ziemniaczki (z ciocinego ogródka), odkurzyłam elektryczny parowar (ponieważ jest piętrowy i można w nim gotować kilka rzeczy na raz, nie to co w zwykłym garnku do gotowania na parze) i wszystko pięknie ugotowałam. Zmiksowałam w odpowiednich proporcjach, dodając odrobinkę przegotowanej wody, żeby konsystencja była jak należy. Moje dzieciątko spróbowało pierwszą łyżeczkę, po czym wszystko wypluło, zacisnęło swoje malutkie usteczka, wydając przy tym przeraźliwe dźwięki niezadowolenia. Ani mu się śniło zjeść. Próbowałam go troszkę podejść, nakładałam papkę na swój palec, i z palca troszkę zjadł. Troszkę znaczy tyle, co kot napłakał. Po kilku próbach, poddałam się i podałam słoiczek. Oczywiście wersja słoiczkowa królika z jarzynkami zniknęła w mig. Ręce mi opadły. Jak nauczyć dziecko jeść normalne jedzenie? Wiem, wiem. Błąd zrobiłam, że od początku mu nie gotowałam, tylko kupowałam "gotowce". Mam nauczkę.