Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 317102 |
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 27-01-2013 02:00
Czuję się tak potwornie nijak i bezosobowo, że to musi być początek jakiegoś stanu depresyjnego.
Jak w tej piosence:
"Za mądra dla głupich
A dla mądrych zbyt głupia
Zbyt ładna dla brzydkich
A dla ładnych za brzydka
Za gruba dla chudych
A dla grubych za chuda
Za łatwa dla trudnych
A dla łatwych za trudna
Zbyt czysta dla brudnych
A dla czystych za brudna
Zbyt szczecińska dla Warszawy
A dla Szczecina zbyt warszawska..."
Spać nie mogę, bo cisza w sypialni jest tak przerażająco głośna, że ogłuchnąć można :(
Splot dzisiejszych wydarzeń uzmysłowił mi kilka rzeczy.
Po pierwsze: praca uszlachetnia - w najbliższym czasie muszę koniecznie znaleźć pracę. Inaczej będę nikim, a latka lecą...
Po drugie: decyzja o drugim dziecku może poczekać, nic się nie stanie jak różnica wieku będzie większa, niż te moje wymarzone 3 lata...
Po trzecie: nie chcę dłużeć stać z boku tego wszystkiego, co się aktualnie dzieje... chce się nauczyć przeżywać i cieszyć tym, co osiągamy (Mężu), obiecuję, że się przełamię i będę bardziej uczestniczyć we wszystkim. A nie tylko niszczyć. Budować i osiągać też chcę...
Pewna rozmówczyni wytrąciła mnie z równowagi pisania właśnie ale za to rozjaśniła nieco mój umysł i świat już nie jest tak beznadziejny jak przed chwilą. KTOŚ mnie rozumie... Ale ja nie tak całkiem źle myślę. Dobrze myślę.
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 27-10-2012 15:48
Dawno nie pisałam, jakoś weny i czasu zabrakło... A dzisiaj... Mam tyle żalu w sobie, że jak go gdzieś nie przeleję, to chyba eksploduję zaraz Szymuśko od 3 dni chory... Na szczęście temperatura już spadła i waha się w granicach stanu podgorączkowego, ale o wyjściu na zewnątrz nie ma mowy jeszcze przez co najmniej kilka dni. Na szczęście antybiotyk w zawiesinie dość ładnie przyjmuje, więc dzięki Bogu nie musimy się męczyć z zastrzykami. No ale nie o tum chciałam napisać...
Mąż dostał telefon z pracy jak wracaliśmy z przychodni. Miał wyjechać tego samego dnia wieczorem, albo następnego dnia z samego rana... Moje myśli krążyły wówczas wokół chorego Szymuśka i jego prawie 40 st gorączki i tego, żeby zdążyć Męża wyprawić do pracy. Wrócił 3 dni wcześniej, więc wszystko było jeszcze na suszarce. Czekała mnie cała masa rzeczy do prasowania... W tym wszystkim zapomniałam o najważniejszym. O tym, że przez kilka dni będę uwięziona w mieszkaniu, z dala od rodziny i ze przydałby się większy zapas jedzenia i picia. A byłam wtedy w osiedlowym sklepie jeszcze, kupiłam Mężowi picie na drogę, a sobie tylko 2 grahamki i butelkę wody mineralnej - ładny zapas na tydzień, co nie? Lodówka świeci pustkami...
A teraz do źródła mojego smutku i żalu... Moja Mama przez te 3 dni ani razu nie zadzwoniła co u nas słychać, jak się czuje Szymuś, czy niczego nam nie potrzeba... A wie, że Szymuś jest chory i że jestem sama. To, że Szymuś wie, bo się spotkaliśmy jak wracaliśmy z przychodni, a że A. wyjechał do pracy wie, bo ja tam wczoraj zadzwoniłam... Przypomniało mi się, że pies miał być w zeszły poniedziałek zaszczepiony i spytałam, czy by tu Mama nie podjechała z Szymkiem posiedzieć, a ja bym pojechała zaszczepić psa - usłyszałam, że Ona nie wie jak busiki jeżdżą i że przecież nic się nie stanie jak zaszczepię psa jak już z Szymusiem będzie wszystko ok... Nie wie jak busiki jeżdżą - to było chyba najgłupsze wytłumaczenie jakie mogła wymyślić... Jeździ do Z. przynajmniej kilka razy w miesiącu busikami właśnie... A nagle nie wie jak one jeżdżą... W sumie ten pies to miał być tylko pretekstem, bo sama zaczynam się źle czuć i fajnie jakby ktoś mi z dzieckiem posiedział, żeby móc troszkę się pozbierać... Jeśli chodzi o telefony jeszcze, to nawet Teściowa dzwoni do mnie codziennie. Pyta jak z Szymusiem, czy wszystko dobrze... Ani razu jednak nie zapytała, czy wszystko mam, czy nic nie potrzebuję... Ją jednak usprawiedliwiam i nawet jakbym czegoś potrzebowała, to bym się nie przyznała. Ona już dość ma kłopotów ze swoją schorowaną Mamą, ma dwa domy do ogarnięcia (i to w sąsiednich miejscowaściach - do swojej Mamy dojeżdża autobusami) i przy tym jest dużo starsza od mojej Mamy... Zachowaniem mojej Mamy jestem tak głęboko rozczarowana i rozżalona, że brak słów. Jakby się w ogóle nie interesowała tym co się dzieje. Nawet jakby zadzwoniła, to czułabym się inaczej...
Moja młodsza siostra (16 l) miała tu do mnie na weekend przyjechać... Właśnie do mnie zadzwoniła, że ją Mama z Babcią nie chcą puścić, bo się zgubi. Fakt od dworca tu do mnie trochę daleko, ale raz już tak przyjechała i się nie zgubiła. Zadzwoniła do mnie siostra jeszcze raz i mówi dam Ci Mamę (pewnie liczyła, że jakoś Mamę przekonam) - a Mama do mnie takim tonem, że aż zabolało - no jak trzeba to niech jedzie. Powiedziałam jej, że nie potrzeba i się rozłączyłam. Dużo dalej do szkoły dojeżdża i jakoś się nie boją, że się zgubi, a tu się boją puścić. Rany, mam taką gulę w gardle, ze się chyba zaraz uduszę z żalu.
Na szczęście nie muszę się martwić zakupami, bo rodzice kuzynki mi zrobią. Zadzwoniła do mnie, że jadą na zakupy i mogą mi kupić co bym potrzebowała... A mieszkają w bloku na przewciwko, więc to raczej nie problem...
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 31-07-2012 10:29
To, że Mąż lubi kołysanki, to już wiem. A teraz wiem, że lubi też jak czytam Szymusiowe książeczki ;) Zazwyczaj czytamy sobie wieczorem, przed snem, ale dzisiaj Szymuś przyniósł mi rano do łóżka stertę książeczek, więc cóż mi pozostało ;) Zaczęłam czytać "W Aeroplanie". Niestety nie zdążyłam doczytać końcówki, bo Szymuś wyrwał mi książeczkę z rąk. Na to Mąż (myślałam, że śpi), "no czytaj dalej, bo ciekaw jestem jak się skończy". Zabrałam zatem Szymusiowi książeczkę i nie zważając na werbalne i niewerbalne formy jego protestu, czytałam dalej. " Nie spodziewałem się takiego zakończenia" - skwitował Mąż. Haha, no cóż zakończenia dziecięcych książeczek bywają czasem zaskakujące ;)
Dzisiaj czeka nas, a właściwie Szymusia IV dawka Pentaximu. Najśmieszniejsze jest to, że on przy samym szczepieniu jest w miarę spokojny i rzadko płącze. Najbardziej mu się nie podoba to całe ważenie i mierzenie przed szczepieniem. Wyje wtedy w niebogłosy, a mi serce krwawi :( Dzisiaj mam Męża do pomocy, więc razem jakoś damy radę :) A może tym razem obejdzie się bez płaczu...