Ależ dziś piękny dzień. Jednak nie dowierzam ostatnio pogodzie i do pracy wzięłam, na wszelki wypadek, sweter. Zresztą u mnie w pracy jest zimno. Choć chłopaki twierdzą, ze przesadzam, to mi jednak jest zimno i już. W związku z tym, wracając do domu, byłam jeszcze tak zmarznięta, że zanim się rozgrzałam, już w domu byłam.
Zjadłam pyszny biały barszczyk, a że Mati zjadł wcześniej, to ubrałam Smyka i poszliśmy odprowadzić babcię, a przy okazji na spacer. I dopiero wtedy poczułam jak jest ciepło.
Żałowałam, że nie wzięłam małemu niekapka z piciem. Postanowiłam zatem, zakupić butelkę z dzióbkiem. Niestety, szliśmy taką trasą, ze tylko dwa małe sklepy po drodze, a w nich takowego towaru nie było.
Kupiłam więc zwykłą, półtoralitrową butelkę, ale Mati na siłę chciał ją wziąć do ręki i sam pić. Efekt jego zachciewajki był przewidywalny, więc nie pozwoliłam, to on w ramach niezadowolenia odmówił picia. Nie to nie. Butelkę schowałam. Widać, pić mu się za bardzo nie chciało, bo szybko się czym innym zabawił, tzn. zaczął gonić przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku. Albo inaczej, kierunek określały najbliższe schody na horyzoncie
W końcu moja mama w jedną stronę, a my w drugą i zawędrowaliśmy do Pepco, po piżamkę dla bąbla. Stojąc przy kasie dojrzałam jakieś plastikowe niekapki w cenie 5,99 i dorzuciłam do zakupów. Wzięłam przepłukałam wodą z butelki i dałam Młodemu. Z zaciekawieniem obejrzał niekapka z każdej strony, po czym zaczął pić. Wypił raz, dolałam, wypił drugi. Przerwa. A za jakiś czas znów się domagał. Widać bidulkowi bardzo się pić chciało. W końcu upał, a on ganiał.
Zadzwonił M., który zjeżdża wieczorem z trasy i raniutko znowu jedzie i poprosił, żeby mu bułki kupić na drogę. Poszliśmy zatem do Kauflandu. Wyciągam moje ukochane dziecko z wózka, chcąc przesadzić też do wózka, ale sklepowego, a on...cały mokry!
Dopiero wtedy się zorientowałam, że sporą część wody, smyk z upodobaniem wylewał na siebie...Nie było mowy o zakupach. Zawróciliśmy do domu...A po bułki poszliśmy później.
Dobrze, ze dziś ciepło na dworze, to nie martwię się konsekwencjami wyczynu Mateusza