Po Mateuszku mnie ścięło z nóg. Nie była to na pewno żadna grypa, bo bolało gardło i głowa. No i przede wszystkim przez ból głowy nie mogłam funkcjonować. Koszmar normalnie. Jako, ze karmię piersią, to brałam panadol, ale guzik mi pomagał. W końcu, po kilku dniach mama przyszła do nas i brała nurofen forte. Ja do ulotki i okazało się, że nie ma przeciwwskazań. Wzięłam i...co za ulga!!! Przeszło. Co ciekawe, lekarz mi nie polecił, ani żaden farmaceuta!
Najważniejsze, ze od wczoraj funkcjonuję w miarę normalnie, nie licząc zatkanego nosa. Szkoda mi M., bo podobno chrapię, że hej
M. nie może spać, ale Matiemu to nie przeszkadza...chyba.
Praca sie opóźnia, bo coś tam, coś tam i jeszcze nikt nie może przyjechać, żeby mnie szkolić. Jak się z babką umawiałam to oczywiście w poniedziałek zgłosiłam sie na posterunku "naćpana" lekami. Zdążyłam wejść, kiedy zadzwoniła, że się wszystko opóźni i prosi o cierpliwość. Najpóźniej w czwartek zadzwoni. No cóż, dziś jest czwartek, a telefon milczy. Trochę się zaczynam denerwować.
Mati cały tydzień nie chodzi do Bajlandii, pójdzie dopiero w poniedziałek. i od nowa się zacznie, ale mam nadzieję, że jednak do pracy pójdę i kto inny przejmie pałeczkę (czytaj: tatuś
)
Poza tym juz wiemy, że w następną sobotę zaczynają się u M. dłuższe trasy, jeszcze dokładnie nie wiemy na jak długo pojedzie
Znowu go nie bedzie po kilka tygodni :(