Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 88810 |
Nadesłane przez: oaza 24-01-2011 21:27
Wstałam dziś przed 6:00. Sama. Nikt ani nic mnie o to nie prosiło, a mimo to wstałam. budzik miałam nastawiony na 6:20, a że już był nieprzydatny to go wyłączyłam. Pewnie z powodu tej ciszy Mati dalej spał. spokojnie zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i zaczęłam psychicznie przygotowywać się do wyjścia do pracy i rozpoczęcie kolejnego tygodnia tejże własnie pracy.
Telefon..
Mój kolega, z którym jeżdżę do pracy zadzwonił i oznajmił, ze nie ma samochodu...Musi pożyczyć od rodziców, a że czeka na ojca, to na pewno się spóźni, więc pozostała mi komunikacja miejska. Na szczęście kolega T. zadzwonił na tyle wcześnie, że mogłam jeszcze na autobus zdążyć.
Zdążyłam...zmarznąć, wkurzyć się i rzucać niecenzuralne słowa pod adresem nieobecnego autobusu, który spóźnił się 15 minut...Wsiadłam dygocząc, a że jechał stary rzęch, więc o ogrzewaniu mowy nie było...Stary rzęch ujechał trzy przystanki i ...zastrajkował. Kierowca oznajmił, że "Autobus dalej nie pojedzie"...
Dopadła mnie jakaś głupawka...Piechotką do pracy, około 30 minut, a już była 8:00...Zadzwoniłam do kolegi S., podjechał i w 10 minut byłam w pracy...
15 minut później przyjechał kierownik nr 1...20 minut po nim przyjechał kierownik nr 2, a po kolejnych 10 minutach kolega S. już nie pracował...Lekki szok nas ogarnął...
Przyznaję, ze lekki, bo kolega S. już od jakiegoś czasu sobie na takie rozwiązanie pracował, ale że dziś, że tak od ręki...Tego się nie spodziewaliśmy...
Pół godziny później zadzwonił PH, że jest chory i mam obdzwonić jego klientów...
Była godzina około 10:00, a ja już nie wiedziałam w co ręce włożyć i atrakcji miałam tyle, że dzień spokojnie mógłby się już skończyć...Niestety do 16:00 było jeszcze trochę czasu.
Dziwne, ale brak tego kolegi troszkę nas dziś zdezorganizował, bo jesteśmy małą załogą i każdy od każdego trochę jest uzależniony...I dziś poczuliśmy to dosyć dotkliwie...