Córka i mama- pomysły na dzień bez nudyyyKategorie: Rozwój, Żyj chwilą, Zainteresowania Liczba wpisów: 71, liczba wizyt: 194604 |
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 11-08-2013 20:56
Bezpieczeństwo dziecka dla każdego rodzica powinno być priorytetem,
to jest rzecz niewątpliwa.
Młodzi rodzice, czyli Ci którzy dopiero rozpoczną lub dopiero rozpoczęli
swoją przygodę wspólnie z maluszkiem, często potrzebują czasu aby znaleźć z dzieckiem nić porozumienia.
Często też jest tak, że zanim ochłoniemy po tak ważnym wydarzeniu jak poród,
nie zdążymy zauważyć jak wiele niebezpieczeństw czyha na nasze dziecko.
Gdy mamą jeszcze nie byłam, świat wydawał się taki prosty.
No jest mieszkanie/ dom, no jest i dziecko, więc sobie po prostu- są,
i nic w tym dziwnego.
Po pojawieniu się na świecie córci, to co prostą rzeczą było,
stało się już bardziej skomplikowane.
Bo dom owszem jest, ale zamienił się w twierdzę,
a dziecko jest również, ale stało się wojownikiem w tej twierdzy.
O co chodzi?
a no chodzi o to, że patrząc oczami dziecka, wiele rzeczy wydaję się takimi niesamowitymi.
Postaci w telewizorze w szczególności takim dużym są jak żywe,
więc dlaczego nie dotknąć swojego ulubionego bohatera?
no tak, tylko to dotknięcie różnie się może skończyć, bo płaskie telewizory,
do stabilnych raczej nie należą, przynajmniej na tyle stabilnych, aby przetrwać,
pchnięcie przez dziecko.
A co znajduje się na blacie w kuchni?
no właśnie, właśnie co?
jak fajnie rączką sięgnąć i zobaczyć co tam jest.
Niestety gorzej, gdy zostawimy w zasięgu ręki nóż, albo coś co łatwo potłuc.
Każdy może już dopisać sobie historię.
O środkach czystości w szafkach, do których dostęp ma dziecko,
nie muszę mówić, bo historia z kretem i innymi toksycznymi płynami,
jest znana nie tylko rodzicom.
Przestrzegać jednak trzeba i przypominać,
tak ku pamięci.
Zmorą w domu są także wszystko kanty, rogi, ostre krawędzie.
No taka prawda, że nie da się dziecko uchronić przed każdym upadkiem.
No chyba, że owiniemy malca w folię bąbelkową i tak puścimy na rajd po domu.
Gorące napoje stawiane na stolikach, nie koniecznie w miejscu gdzie dziecko dosięgnie,
ale na obrusie który już łatwo z poziomu szkraba ściągnąć.
Tragedia gotowa.
Ból, płacz i być może blizna na całe życie.
Mam przykład na synku koleżanki.
Odpowiedzialna mama, a jednak- stało się i czasu się nie cofnie,
dobrze, że wszystko miało pozytywny finał.
Więcej TUTAJ.
Dzieci z rodzaju "spindrających" i zdobywających szczyty sof, stołków,
a gorzej - mebli i meblościanek, są tymi które trzeba wyjątkowo pilnować.
Zdarzeń typu- przygniecenie przez szafę, też jest mnóstwo.
Nawet nie chce myśleć o takich sprawach, ale lepiej pomyśleć wcześniej,
niż później miałoby się coś złego wydarzyć.
Kontakty- ciekawość to pierwszy stopień do piekła,
jak powiadają nasi dziadkowie, no ale jak maluch ma się oprzeć tej ciekawości,
jak w końcu do tych dwóch dziurek można wepchać np. kredkę.
Rodzice pilnują, ale...przecież można spróbować kiedy nie patrzą.
Żelazko. Kolejna rzecz, która może kusić, w szczególności tym kabelkiem,
który zwisa z deski do prasowania.
A tu pech...raz, że ciężkie to w dodatku może być gorące.
Przychodzi taki okres w dorastaniu dziecka, że bardzo interesują je schody.
No i tak, gdy zaczyna się ta fascynacja, rodzice spokoju już nie zaznają,
w szczególności gdy w domu są schody.
Góra, dół, góra, dół i aerobik niepotrzebny.
Gorzej gdy dziecko, postanowi to góra, dół wcielać w życie samodzielnie.
Posiadacze kominka, piecyków i podobnych wynalazków
będących źródłem ciepła- a przy tym kuszące, ach...żeby tylko dotknąć- uważajcie na swoje dzieciaczki.
Z autopsji wiem, że takie grzebanie przy kominku,
sprawia dziecku dużą frajdę.
Trzeba pilnować, upominać i tłumaczyć ot co.
Gdy przychodzi też czas na przeniesienie już nie małego dziecka, do swojego
już "dorosłego" łóżeczka- warto pomyśleć też o bocznym zabezpieczeniu, co by dziecko,
nie lądowało co noc na ziemi.
Ja pamiętam, że dzieckiem wiercipiętą byłam i mimo starań mamy zawsze spałam w dziwnych pozycjach,
jednak próbować należy.
Ja przygotowując się na przyjęcie Liwii do domu obrałam taktykę-
poziomu dziecka.
Wyczytałam kiedyś to w jakimś mądrym artykule i postanowiłam spróbować.
Chodziłam po domu na czworaka (tak zwariowałam)
patrząc na to czego normalnie z poziomu- stojąc- bym nie zauważyła.
Potem skutecznie usuwałam wszystkie te niebezpieczeństwa,
które zauważyłam.
A to kable gdzieś obok szafki- pociągnąć łatwo, a prąd kapnąć może,
lub coś co znajduję się po drugiej stronie kabla może łupnąć na główkę.
Podwinięty róg dywanu- błahostka nie?
no niby tak, ale dziecko uczące się chodzić na bank o ten właśnie róg zaliczy ładnie mówiąc "glebę".
Pudełeczko z biżuterią które trzymałam na dolnej półce,
też musiało znaleźć inne miejsce.
Teraz nie żałuję, bo gdy mała opanowała sztukę siedzenia, raczkowania, to właśnie te dolne półki,
były ulubionym miejscem jej okupacji.
Po przeprowadzce, było lepiej- dlatego, że już wiedziałam, czego unikać.
Mieszkanie urządziłam już z tym bagażem doświadczenia,
czyli tego czego się wystrzegać.
Postawiłam na styl minimalistyczny- jak najmniej rzeczy na wierzchu.
Dużo miejsca wolnego, do swobodnego przemieszania młodej.
Ale kochani- jeżeli nie macie takiej możliwości,
nie martwcie się.
Pochowajcie rzeczy, którymi dziecko może sobie zrobić krzywdę
oraz te cenne, które może zniszczyć.
Jeżeli malca faktycznie ciekawią kontakty- zaopatrzcie się w zabezpieczenia na nie.
Gdy Wasze dziecko uwielbia otwierać szafki, załóżcie blokady,
na te w których kryją się niebezpieczne rzeczy, na innych ćwiczcie tłumaczenie dziecku,
że nie wolno ich ruszać.
Kiedy Wasza pociecha często zalicza upadki np. przy stole- załóżcie ochraniacze na rogi.
Gdy schody to Wasze utrapienie, warto pomyśleć o bramce.
Dla nas zbawienna stała się elektroniczna niania.
Mała śpi na piętrze, więc bez tego byłoby ciężko.
Życzę Wam aby Wasze dzieci, nie miały żadnych nieprzyjemnych przygód,
a upadki, które każde dziecko musi przeżyć- były łagodne.
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 07-08-2013 22:34
We wtorek 6 sierpnia- był ten ciężki dla nas dzień-
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 05-08-2013 22:48
Zawsze bałam się tej chwili.
Chwili w której ktoś bardzo mi bliski odejdzie z tego świata.
No i stało się.
Mój dziadzio zmarł- 2 sierpnia.
Strasznie to przeżywam, nawet pisząc te kilka słów- łzy podchodzą mi do oczu.
Byłam z dziadziem bardzo zżyta, tyle chwil miłych z nim wspominam,
to on spędzał ze mną mnóstwo czasu gdy byłam dzieckiem.
To on grał ze mną w szachy i dawał mi wygrywać, to on bawił się ze mną w "lisa" i biegał
ze mną po domu.
To on chodził ze mną na spacery i dawał się wyciągnąć "do kurek".
To on zjeżdżał ze mną na sankach, budował tamy na rzece,
zbierał ze mną ciekawe kamienie.
A później kiedy byłam już dorosła był z nami w tak ważnej dla nas chwili- naszego ślubu.
Doczekał się prawnusi, którą tak bardzo kochał.
Tak czekał na nią gdy wracaliśmy z Belgii.
Cieszył się tak ogromnie gdy już ją zobaczył,
gdy biegała, rozrabiała- tak się śmiał jak psociła.
Tak krótki czas był z nami od przyjazdu.
Czuję w sobie taką złość.
Nie wiem na kogo, nie wiem na co- po prostu złość.
Był tak dobrym człowiekiem, kochał ludzi, kochał dzieci i z wzajemnością.
On był ze mną w najważniejszych chwilach mojego życia, więc i ja będę z nim przy tej ostatniej drodze.
Pamiętajcie, bądźcie dobrzy dla swoich bliskich,
żebyście później nie żałowali, swoich czynów, wypowiedzianych słów
lub właśnie tego, że czegoś nie powiedzieliście.
Żałuję, że dziadzio nie był w domu- przy nas, ale z drugiej strony,
istniała choć nutka nadziei, że go uratują, a w domu na pewno nie byłoby to możliwe.
Zewsząd słyszę głosy, aby się nie załamywać,
że lepsze to niż miałby cierpieć.
To prawda- podobno gdzieś tam po drugiej stronie nie ma już bólu.
Jednak to wszystko nie jest takie proste.
Ból po stracie tak bliskiej osoby jest niesamowity i choć człowiek,
stara się być twardym, nie pokazywać tego na zewnątrz,
to jednak w serce jest tak ściśnięte z tęsknoty, że po prostu
wolę milczeć.
Popłakałam sobie już kilka razy w samotności.
Przynosi to troszkę ulgi...na chwilę, bo zaraz w głowie kłębi się mnóstwo wspomnień,
i smutek powraca na nowo.
W domu jest tak pusto.
Tak jakoś nieswojo.
Po prostu źle.
A tu tyle załatwiań, tyle formalności, tyle zgłaszania,
jakby te urzędy nie mogły informować się nawzajem.
Czy nie można tym cierpiącym bliskim jakoś ułatwić, całego tego papierkowego zamieszania?
Nie...bo po co?
lepiej człowiekowi jeszcze rzucać kłody pod nogi.
Ten wpis będzie bez zdjęć.
Muszę ochłonąć.
DZIADZIU KOCHAMY CIĘ!