Ojciec nieidealnyKategorie: Żyj chwilą, Zainteresowania, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 8, liczba wizyt: 24828 |
Nadesłane przez: Artur Bartkowiak dnia 26-06-2012 12:07
Nie wiem, czy zdjęcie ilustrujące artykuł "Prawo Ojca" jest z domowego archiwum czy może z banku zdjęć, zresztą to nie ważne. Ważne, że dopowiada to, czego nie ma w artykule...
Czyli to, że zanim doszło do rozwodu, zanim zaczęła się sądowa batalia o prawa do dziecka, oni kiedyś byli szczęśliwi. Chodzili na wspólne spacery, w weekendy razem jeździli do centrum handlowego, razem się śmiali z powiedzonek Kuby, wieczorami wspólnie oglądali bajki pełnometrażowe na DVD... Byli normalną, szczęsliwą rodziną... Wyobrażam sobie, że to zdjęcie zostało zrobione przez mamę Kuby. Pewnie podczas tego spaceru zostało zrobione wiele podobnych, a wieczorem...
...gdy mały Kubuś już spał, ściszonym głosem, by go nie obudzić, po raz kolejny jego rodzice się pokłócili...Tym razem jednak nie było wyzwisk, wzajemnego obrażania, a jedynie ostre jak nóż słowo "rozwód". Słowo, które pewnie najbardziej zabolało Kubę, może nie do końca zdającego sobie nawet sprawę, co to słowo oznacza...Pękła iluzja szczęścia - bo pewnie w takim momencie (daj Boże, abym nigdy sam się nie przekonał czy tak jest naprawdę...) te wszystkie wspólne wygłupy, zakupy, wypady za miasto czy chwile słodkiego lenistwa w trójkę, okazują się jedynie iluzją, grą pozorów, toczoną jedynie na zyskanie trochę czasu, by mieć pewność, że podjęło się właściwą decyzję...
Nie znam rodziny z "Prawa Ojca", wszystko, co napisałem w tym poście, to jedynie moja interpretacja zdjęcia do artykułu... Na pozór zwykłego, nawet bez wielkich walorów artystycznych, bez szans w konkursach na zdjęcia miesiąca. Jednak to zdjęcie, w połączeniu z treścią artykułu, ma dla mniej wielką moc. Gdy na nie patrzę, przechodzi mnie jakiś niepokój - czy gdy to zdjęcie było robione, rodzice Kuby już wiedzieli, że nie będą razem? Czy może wtedy byli prawdziwie szczęśliwi, a ich apokalipsa miała dopiero nastąpić?
Jak widać, nie tylko poruszający artykuł "Prawo Ojca" daje do myślenia...
Nadesłane przez: Artur Bartkowiak dnia 24-06-2012 20:27
Podczas dzisiejszego spaceru w parku, Dominik zauważył połamaną ławkę. Stwierdził, że "jakiś dinozaur ją użarł". Powiedział to bez cienia strachu (w końcu skoro dinozaur "użarł" ławkę, to znaczy, że gdzieś tu w pobliżu sobie grasuje...). Udało mi się jeszcze dowiedzieć, że było to jakieś "wielkie ptaszysko", pewnie pteronodon. Ja już się poczułem zaniepokojony - nie dość, że coś zżera ławki w parku, to jescze to coś umie latać i może zaatakować z powietrza... ;) Dominik mnie uspokoił - pteronodony są roślinożerne i nie atakują ludzi. Podziwiam jego wiedzę - deska jest z drewna, a to z drzewa, więc roślina...
Wyjaśniłem mu, że dinozaury wyginęły dawno temu i teraz są tylko w bajkach. Na moje nieszczęście użyłem słowa "wyginęły", do którego Sherlock Holmes postanowił się doczepić... Jak wyginęły? Przez meteoryt. Jak byłeś mały, to on spadł? Mam już swoje lata, mam sklerozę, ale chyba upadek meteorytu i wyginięcie dinozaurów, to bym zapamiętał... A jak wyglądał ten meteoryt? Taki duży kamień. A gdzie on spadł? Nie wiem - naukowcy też nie wiedzą (chyba?). Poszukamy go? Ambitne plany jak na niedzielne popołudnie, nieprawdaż? Na szczęście Dominik powiedział, że wie gdzie on jest... Przy jednym z bloków na osiedlu leży bardzo duży kamień - to pewnie on. Pewnie nie, bo tamten kamień musiał być naprawdę duży, ale i tak poszliśmy go oglądać.
Poszukiwania meteorytu, przez który wyginęły dinozaury odłożyliśmy na później...
Nadesłane przez: Artur Bartkowiak dnia 22-06-2012 09:03
Wczoraj zostałem pierwszy raz nazwany „starym”, dzisiaj do mnie to dotarło. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, ale liczyłem na to, że stanie się to przynajmniej za 5-6 lat.
Duża w tym moja wina – często nazywam Dominika „Młodym”. Szczególnie wtedy, gdy widzę, jak coś zaczyna kombinować – wtedy to wystarczy, jak powiem z odpowiednią intonacją: „Młoooodyyyy…” – i „Młody” już wie, że z jego planów nici, bo mam go na radarze.
Ten „Stary” został dziś użyty bardziej jako synonim kumpla, kompana, niż rodzica. Jednak słowo to słowo…
Przez to jedno małe słowo, które – dodam tylko – nie uraziło mnie, a jedynie rozśmieszyło, poczułem, że przekroczyłem pewną granicę wieku, po którym nie jest się już młodym, że czas już przestać o sobie myśleć jak o młodzieży (bo zachowywać się tak przestałem, mam nadzieję, już dawno temu).
Świetny z Dominika psycholog – jednym małym słowem zmienił mój pogląd na samego siebie… Dobrze, że nie kazał mi zapłacić za wizytę ;)