Na pasach- z Zebrą bezpiecznieKategorie: Zainteresowania Liczba wpisów: 10, liczba wizyt: 19869 |
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 29-02-2012 14:32
Minęły Święta i bawimy się w karnawale. Zaczął się nowy, 2012 rok. Zapomnieliśmy o zimie, cieszymy się jazdą bez kłopotów z zaśnieżonymi ulicami naszego miasta. Jedynie mróz, który się często poniżej -20 stopni Celsjusza, nie daje nam zapomnieć jaką mamy porę roku. Codziennie wpatrujemy się w niebo. patrzymy, czy spadnie śnieg, jednocześnie odkładając na później zmianę opon na zimowe. A nuż się uda i zaoszczędzimy kilka złotych na zmianie opon w tym roku. Wielu z Was zapomina lub wręcz nie wie, że letnia opona zimą w temperaturze 5 stopni poniżej zera twardnieje na kamień. Traci przez to swoją elastyczność, a co za tym idzie wydłuża nam się droga hamowania. Podobnie nie działa zimowa opona latem. Rozpływa się ona w słońcu jak lody i traci swój bieżnik przy każdym, nawet delikatnym przyhamowaniu. Często można zobaczyć latem na jezdni grube, ciemne ślady hamowania pozostawione na pasie ruchu niczym wymalowane farbą. Możemy być wtedy pewnie, że zostawił je samochód, którego właściciel nie z bardzo zna się na motoryzacji. Zapominamy też o tym, że koła powinny być wyważone. Zmiana w domu opon z zimowych na letnie lub odwrotnie (bo posiadamy je wraz z felgami) to również nie najlepsze rozwiązanie. Nie wiemy przecież czy podczas poprzedniego sezonu nie straciliśmy jakiegoś ciężarka przy kole, co może spowodować wiele poważnych następstw. Podsumujmy nasze oszczędności- nie zmienianie opon z letnich na zimowe lub odwrotnie pozostawia nam w kieszeni około 100 zł. i to chyba cały zysk jaki możemy mieć z tej "oszczędności"/ Koszty są większe. Opona nieprzystosowana do konkretnej pory roku wydłuża drogę hamowania a ile to już razy w życiu słyszałem, że komuś zabrakło 0.5 metra. a właśnie to 0,5m może być balansowaniem między życiem a śmiercią. Pomiędzy winą i karą, która może zmienić całe nasze życie. A przecież wydawać by się mogło, że to zwykłą opona. To, że możemy uszkodzić sobie zawieszenie i zjechać opony w jeden sezon- to nieistotne, tak sobie myślicie. Często wydatek 2 lub 3 tys złotych to wydatek na przysłowiowe waciki, a na wymianę opon szkoda pieniędzy. A tak na prawdę do igrania z bezpieczeństwem naszych bliskich nie można dopuścić.
Mróz dał nam w kość. Pozamarzały nam płyny nie pouzupełniane lub nie wymienione na zimowe. Nasz odwieczny przyjaciel akumulator zadbał o naszą sprawność fizyczną. Wiemy, widząc gasnące lampki na wyświetlaczu samochodu, że przebiegniemy się już spóźnieni na przystanek autobusowy, albo popchamy sobie całą rodziną nasze cztery kółka. No cóż, zima. Podobno łagodna, bo mamy globalne ocieplenie. Na drogach ruch mniejszy, więc ci, co ruszyli, zauważyli, że jeździ się łatwiej, szybciej. A szybciej to nie znaczy bezpieczniej. Przy dużym mrozie wychodzi słoneczko, jezdnie czarne, w autku cieplutko, korki jakieś mniejsze- żyć nie umierać. Patrząc z samochodu- prawie lato. Jakże złudne jest takie myślenie. Zabija w nas ostatnie tchnienia zdrowego rozsądku. Trudno jest nie zauważyć wypadków w całym kraju, które przetoczyły się po naszych drogach w te słoneczne dni. Śnieg w zimę nas spowalnia, mróz bez śniegu, jeśli już ruszymy, nie robi na nas najmniejszego wrażenia.
Dyżur w zimę nie różni się niczym od tego w innych porach roku. Zawsze się coś dzieje. Informacja o czołowym zderzeniu autobusu z samochodem osobowym daje nam do myślenia nad skutkami. Ulica patriotów ciągnie się po prostej jak odrysowana przy linijce. Przez wiele kilometrów nie spowalnia kierowców żadne rondo, żaden zakręt czy światła. Byliśmy już w drodze, gdy następna informacja z miejsca zdarzenia mówiła o wycinaniu przez straż kierowcy z auta i jego reanimacji na miejscu wypadku. Na miejscu zastaliśmy zablokowaną drogę, autobus stojący w poprzek jezdni i coś, co było wcześniej samochodem. Tylko dzięki dowodowi rejestracyjnemu mogliśmy dowiedzieć się później, że był to Opel. Gdy zatrzymywałem samochód, z karetki wyskakiwał sanitariusz. Kiedy zamykał drzwi z powodu naprężeń spowodowanych mrozem albo siłą, jakiej użył, stłukła się cała szyba boczna. Sanitariusz nie zatrzymał się nawet na chwilę. To nie było wtedy ważne. Na drodze leżał młody chłopak. Chcieli go uratować. Widziałem, że robili wszystko, co tylko mogli. Najpierw lekarz jednej karetki, potem, gdy sił zabrakło na siarczystym mrozie, wezwani lekarz i sanitariusze drugiej karetki. Walczyli zawzięcie o życie młodego chłopaka. Wyglądał jakby spał. Jakby miał zaraz wstać, ale oczy miał cały czas zamknięte. Niestety nie udało się. Uderzenie było zbyt silne a obrażenia wewnętrzne prawdopodobnie zbyt poważne. Co było przyczyną tego nieszczęścia? Wyprzedzał, wpadł w poślizg a może zasnął i wpadł na przeciwległy pas ruchu? Przyczyn może być wiele. Najbardziej zwróciło naszą uwagę to, że w ogóle nie hamował. Nie znaleźliśmy nawet centymetra śladu hamowania. Nie reagował. Dlaczego? Rąbek odsłoniła nam dopiero kamera monitoringu w autobusie, który pokazał nam, co widział kierowca na chwilę przed wypadkiem. Widać na nagraniu jak kierowca Opla jadąc w kolumnie pojazdów nagle zjeżdża na przeciwległy pas ruchu i uderza w autobus. Jaka była przyczyna wypadku- wykaże dochodzenie. Tylko łzy matki poinformowanej o śmierci jej jedynego syna, nie wyschną nigdy. Ona go będzie opłakiwać do końca życia. Będzie ją codziennie męczyć pytanie DLACZEGO?!
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 30-12-2011 01:05
Świeta to okres miłosci, życzeń, choinek, a przede wszystkim zakupów. Czasami myślę, że te święta mamy tylko po to, by oddać się do reszty naszej najwiękrzej pasji i przyjemności, jaką są zakupy. Wyłączamy nasz wewnętrzny alarm i rzucamy się w wir kupowania. Ostatni mój felieton dotyczył wakacji. Spieszyliście się wtedy nad morze lub w góry pragnąc wykorzystać kaśdą dostepną chwilę wakacji. Oczywiscie przez ten pośpiech niektórzy albo na te wakacje wogóle nie dotarli, albo całe swoje życie będą cierpieć z powodu obrażeń doznanych w wypadku. Teraz mamy podobny okres, wpisany w kalendarz obowiązkowego pośpiechu- Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Najpierw na wariackich papierach poświęcamy każdą chwilę na zakupy przedgwiazdkowe. Broń Boże żebym miał coś przeciwko. Sam wielokrotnie musiałem zahaczyć o sklep. Ale na drodze spotkałem całą rzeszę kierujących, która albo powinna dokumentu prawa jazdy nigdy nie otrzymać, albo już dawno dokumenty stracić.
W tę piękną scenerię ogólnonarodowego pośpiechu wpisali się w tym roku również piesi, którzy w dosłownie w heroiczny sposób postarali się o powiększenie i tak już tragicznego bilansu wypadków. Slalom pomiędzy samochodami czy tramwajami mógłby stać się naszym narodowym sportem. Zapominamy, że w tym wszystkim chodzi przecież o nas, nie szynkę czy wspanialego pstrąga. O nas wszystkich, o to byśmy cali i zdrowi mogli spotkać się przy świątecznym stole. Gdy kolejny raz cali i zdrowi docieramy do świąt, znużeni bieganiną i staniem w niekończących się korkach, zalegamy w fotelach i nabieramy sił do kolejnego ataku na sklepy. ZACZYNAJĄ SIE WYPRZEDAŻE. I znowu zasiadamy w naszych bolidach i przeciskamy się na drugi koniec miasta w korkach, by zaoszczędzić na czymś 10 zł. spalając przy tym benzyny za 50 zł. Oczywiście po drodze spotykamy naszych wrogów. Jeszcze dzień wcześniej byli naszymi braćmi, razem z którymi w kościele śpiewaliśmy kolędy. Dziś są to wrogowie publiczni nr 1. Dowiadują się od nas, jak bardzo ich kochamy i co o nich myślimy. Wykrzykujemy w łaskawych słowach o ich umiejetniościach prowadzenia samochodu oraz wylewamy na wszystkich cały zapas znanych ogólnie słów uważanych za niekoniecznie uprzejme. Zapominamy o tym, że przy wigilijnym stole przez trzy dni życzyliśmy sobie zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Już na drugi dzień po Świętach szarżujemy samochodami jak gladiatorzy rydwanami w rzymskim Colloseum.
Codziennie oglądamy migawki w telewizji lub internecie pokazujące nam samochody pokrojone na plasterki jak szaszłyki. A przeciez to nie są jacyś obcy ludzie. To nasi bliscy, nasze rodziny, przyjaciele lub sąsiedzi. Bliscy, którym jeszcze dzień wcześniej życzyliśmy wszystkiego, co najlepsze. Dla wielu z nich koniec roku to łzy i czas wielkiej próby, pogodzenia się często z tym, co najtragiczniejsze. W świeta tego roku na naszych drogach zginęły 44 osoby. To kolejny niechlubny rekord tego roku. Kolejne osoby, które zostaną dopisane do tegorocznej statystyki. Zadaję sobie pytanie: jak długo będziemy sami o sobie mówić „ Mądry Polak po szkodzie”, w czasach gdy, cały świat walczy o poprawę bezpieczeństwa nie szczędąc na to pieniedzy. My, po raz kolejny, wysłuchawszy statystyki przy wigilijnym stole wypijemy ostatniego kielicha i wsiądziemy po pijaku do samochodu.
Od czasu Okrągłego Stołu, czyli zmian ustojowych, a to jest już ponad 20 lat, na naszych drogach zginęło 120 tys. ludz. Prawie milion zostało rannych. To wiecej niż liczba Amerykanów, któzy zginęli w czasie II Wojny Światowej. Mamy więc wojnę nie gdzieś tam, w Afganistanie, ale w Polsce, tuż za progiem naszego domu.
Powracam do Was ze swoimi felietonami wierząc, że jeśli choć jedną osobę zmuszę do refleksji i uratuję zarazem choć jedno, życie to już będzie moje wielkie zwycięstwo.
Nadesłane przez: Zebra_Bezpieczna dnia 28-09-2011 15:51
Ci wspaniali kierowcy w swych wspaniałych maszynach. Powiem szczerze moi drodzy nie wiem co się z wami dzieje. Gdy trzaśniecie drzwiami, przekręcicie kluczyk w stacyjce i powoli zwiększając obroty silnika, zwiększacie poziom swojej adrenaliny. Co to ma być? Zabawa w transformersy, czy może jakaś inna piekielna przemiana? Moim zdaniem w niektórych wstępuje chyba diabeł, który karze zapomnieć o dekalogu i o miłości do bliźniego swego. Z tym diabłem to tak bardzo nie przesadzam. I to nie tylko taka sobie metafora. Znam historię pewnego pościgu za tirem, który zaczął się w Błoniu a skończył w Warszawie. Po zatrzymaniu ciężarówki kierowca wyskoczył z kabiny nago i biegając wkoło niej krzyczał, że goni go diabeł. A co do pościgów jeszcze większym zaskoczeniem skończył się pościg, który przemierzył kiedyś całą Warszawę i okolice i trwał kilka godzin. Zaczęło się zwyczajnie zatrzymaniem do kontroli. Potem okazało się, że jest brak reakcji ze strony zatrzymywanego, więc podjęto pościg i wezwano wsparcie. Ale ten pościg nie zakończył się szybko, trwał kilka godzin i zaangażował połowę funkcjonariuszy, którzy mieli tej nocy dyżur. Uciekający Ford przez te parę godzin złamał chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego. Przebił się przez kilka blokad, uszkodził chyba z sześć radiowozów i uciekał mimo poprzebijanych na kolczatce opon. Powiem wam, że czułem się jakbym grał w scenach pościgu z filmu ,, Blues Brothers”, w których uczestniczyło kilkadziesiąt radiowozów.
Tylko że ten pościg zdarzył się tu, nad Wisłą. Lecz największym zaskoczeniem na koniec tej przygody było to, że za kółkiem nie siedział jakiś poszukiwany wieloma listami gończymi mistrz kierownicy tylko…..lekko podchmielony ksiądz, który po zatrzymaniu krzyczał że, on nam tego nie daruje i nas wszystkich zwolni- czyli standardowy tekst jaki słyszy policjant w takich okolicznościach. Ja tymczasem patrząc na tę scenę z boku doszedłem do przekonania, że chyba nie ma kierowców doskonałych, bo skoro nawet ksiądz za kółkiem dał się skusić podszeptom złego, to co mówić o zwykłej, słabej i podatnej na pokusy łamania przepisów drogowych duszyczce. Wydaje mi się, że każdy w życiu lubi doznać trochę silnych emocji czy zastrzyku adrenaliny. Nie wiem jednak czy balansowanie na krawędzi życia lub śmierci podczas kierowania samochodem jest odpowiednim rodzajem dostarczania sobie emocji. Jak wielu z was podczas wakacji podróżowałem po polskich drogach. Od lat osiemdziesiątych przemieszczam się po naszych drogach i obserwuję, co niektórzy wyprawiają. Mimo wielu szumnych akcji medialnych, trąbieniu o niebezpieczeństwie, wypadkach i ofiarach, sposób jazdy polaków nic się nie zmienił. To tak jakby tę głupotę przekazywano sobie z ojca na syna. Zmieniły się tylko samochody na lepsze, bo zamiast Fiatów czy Polonezów, którymi mogliście wyprzedzić dwa góra trzy samochody, teraz za kółkiem BMW czy AUDI wyprzedzacie na raz sześć, siedem samochodów. Widziałem ludzi wyprzedzających na trzeciego lub poboczem. Widziałem PORSCHE, które za nic miało sobie innych uczestników ruchu i podczas wyprzedzania zmuszało wszystkich na drodze do ucieczki na pobocze lub do rowu. Ale co byście powiedzieli gdy zobaczyłem młodą parę jadącą nowym FORDEM przystrojonym w kwiatki i baloniki, wykonującym ten sam numer co PORSCHE. To nie była młoda para- to młodzi samobójcy. Czasami taką jazdę porównuję do makabrycznej zabawy w ,,cykora”. Dwóch twardzieli szarżujących na siebie jak rozszalałe byki z napisami na szybie ,, ja ci nie zjadę, ja ci nie odpuszczę”. Niestety, gorzej jak na siebie trafiają dwaj twardziele w samochodach pełnych ich rodzin.
Czasami dochodzi do spotkania dwóch rajdowców. Do takiego tragicznego i przypadkowego spotkania doszło parę lat temu na Mokotowie. Zaczęło się banalnie od spotkania dwóch samochodów BMW i AUDI na skrzyżowaniu ulicy Belwederskiej z ulicą Gagarina. Paliło się czerwone światło. Podjechali spokojnie na dwa sąsiadujące obok pasy. Stali jako pierwsi pod światłami. Skrzyżowali swój wzrok jak dwa nagie miecze. Kierowca BMW zwiększył obroty silnika i ponownie spojrzał na przeciwnika, ten mu się odwzajemnił robiąc to samo. To było jak sygnał, jak hasło do tego, co ma się wydarzyć za chwilę, rozumieli się obaj bez słów. Nie parzyli już na siebie, czekali na zmianę świateł jak kierowcy w bolidach formuły jeden na linii startu. Ruszyli z piskiem opon pod górę ulicą Spacerową w kierunku ulicy Goworka. Zanim zniknęli za zakrętem widać było że BMW jest lepsze. Kierowca AUDI zaś robi co może próbując zmniejszyć dystans. Zniknęli……. Gdy inni kierowcy minęli łuk było już po wszystkim. BMW nie było, AUDI zaś było wbite w drzewo i płot odgradzający ambasadę Rosji. Kierowca niestety zginął na miejscu. Ślady na jezdni odsłaniały tę mroczną tajemnicę. Po prostu kierowca AUDI stracił panowanie nad pojazdem i nie odzyskał jej aż do zderzenia. Kolejna bezsensowna śmierć poświęcona dla kilku chwil zabójczej zabawy. Zmieniła ona jednak życie wielu osób. Szukając rodziny kierowcy Audi trafiliśmy do jego pracy. Już po kilku chwilach rozmowy i wyjaśnień płakała cała firma. Okazało się że zginęła najbardziej lubiana i kochana osoba w pracy. Żona, gdy do niej dotarłem i przekazałem jej tą tragiczną wiadomość, rozpłakała się i powiedziała że jest w ciąży. Po czym po chwili patrząc mi w oczy spytała czy jej mąż się ścigał. Potwierdziłem. Po chwili ciszy i zadumy powiedziała w tedy słowa których nigdy nie zapomnę ,,Wiedziałam kurwa, że mnie przez to zostawi”. Nie dopytywałem się co miała na myśli, ale wydaje mi się, że chodziło jej o ściganie.
Zadajmy sobie pytanie- po co mamy samochód. Dla szpanu, wygłupów czy dlatego że nie mamy co zrobić z pieniędzmi. Bo mi się wydawało, że samochód wymyślono po to, by ułatwić człowiekowi życie, a nie je skrócić.
UCZMY SIĘ PRZEWIDYWAĆ ZAGROŻENIA I KONSEKWENCJE ZAWCZASU, ŻEBYM WIĘCEJ NIE MUSIAŁ SŁYSZEĆ PO WYPADKU
,, BOŻE CO JA ZROBIŁEM”.
Piotr Szymański