O tym i owymKategorie: Zainteresowania Liczba wpisów: 134, liczba wizyt: 595976 |
Nadesłane przez: Ulinka 02-09-2010 22:17
Nikt nie może zarzucić ministerialnym urzędnikom, że nic nie robią. Co chwilę zaskakują jakimiś nowymi pomysłami. Teraz na tapetę wzięli uczniów ze specyficznymi potrzebami edukacyjnymi, czyli tych którzy nie mogą podołać wymaganiom powszechnie obowiązującego programu edukacyjnego. Mają oni, bowiem znacznie większe trudności w uczeniu się niż ich rówieśnicy.
Do tej pory uczniowie ci byli kierowani do poradni psychologiczno-pedagogicznych, która dokonywała diagnozy, wspomagała nauczyciela udzielając mu wskazówek do pracy z takim uczniem, a także w razie potrzeby udzielała fachowej pomocy uczniowi i jego rodzicom.
Teraz MEN chce, by to nauczyciele diagnozowali problemy u uczniów i udzielali im fachowej pomocy psychologicznej. Mają powstać szkolne zespoły ds. specjalnych potrzeb edukacyjnych uczniów, w skład których wejdą: wychowawcy i nauczyciele, ale też psycholog, logopeda, terapeuta, rehabilitant. Zespół ma się konsultować z lekarzami, poradniami psychologiczno-pedagogicznymi i nieustannie obserwować dziecko: nie tylko, jak pisze i czyta, ale też, jak się porusza, jak wyraża emocje, jak mówi.
Każdy uczeń, u którego szkoła zdiagnozuje problemy, ma mieć Indywidualną Kartę Potrzeb i Świadczeń. Dla każdego ucznia zespół ma opracować indywidualny program edukacyjny. I przynajmniej raz przedstawić rodzicom efekty pracy.
MEN rozszerza też grono uczniów o specyficznych potrzebach edukacyjnych. To już nie tylko dyslektycy, adehadowcy, niepełnosprawni, chorzy, niedostosowani społecznie, ale też dzieci wybitnie uzdolnione, a także odmienne kulturowo.
Nasuwają się pytania: po pierwsze skąd szkoły mają wziąć tych psychologów, terapeutów, logopedów czy rehabilitantów, skoro w niektórych nawet nie ma pedagoga, brakuje pieniędzy na zajęcia wyrównawcze, korekcyjno – kompensacyjne, brakuje wykwalifikowanych terapeutów.
Po drugie czy nauczyciele są w stanie podołać nałożonym na nich dodatkowym obowiązkom? Muszą zdobyć nowe kompetencje, nawet jeśli ukończą jakieś kursy, po krótkim przeszkoleniu na pewno nie staną się psychologami.
Po trzecie i to najważniejsze: gdzie czas na uczenie?
Tworzenie sztucznych tworów w postaci zespołów i nie wnoszących wiele szkoleń z urzędu, i to głównie za własne pieniądze, nic nie da, spowoduje tylko stres i frustracje w szkołach.
Były już różne takie pomysły, które się nie sprawdziły. Ten pewnie będzie kolejny. Nikt jednak nie może zarzucić urzędnikom, że nic nie robią.