Wzloty i upadkiKategorie: Żyj chwilą, Ślub i związek, Odchudzanie Liczba wpisów: 68, liczba wizyt: 182337 |
Nadesłane przez: Agnieszka K 26-02-2015 20:01
To,że z matką nigdy nie mogłam się dogadać to nie żadna nowość,z ojcem alkoholikiem też dobrze się nie układało.Ale dzisiaj przeszła samą siebie.Otworzyła moje pismo od komornika (którego spłacam zreszta )i zrobiła mi awanturę jak bym była mała dziewczynka która na czymś złym złapała.Dowiedziałam się,że nic nie dostane od niej,że gdzie mamy pieniądze,że nic nie remontujemy (a dom nie jest mój) ,że ona wszystko sprzeda a ja z dzieckiem pójdę pod most.Oczywiście mojemu partnerowi też się dostało chociaż go nie było,to wygadała,że on tu z nami nie będzie mieszkał,że albo ślub,albo wynocha,że go nie na widzi i że ja jestem złą córką,itd,itp.Oczywiście dostała oper,że otwiera nie swoją korespondencje,a ona że ma prawo bo jest matką!!!Przez 30l.to samo...ciągle kontrolowanie mnie i wymuszanie na mnie jej decyzji...w pewnym momencie nie wytrzymałam i się wyprowadziłam...chociaz 3l.spokoju miałam i gdyby nie problemy z partnerem nie wróciła bym,bo to taz jest wytykane że ona mnie przyjęła jak by łaskę robiła że do domu gdzie jestem zameldowana mnie wypuściła.I teraz nawet jak mam 30l.dalej chce mnie kontrolować i mówić co mam robić.Ojciec nie lepszy -pijak i alkoholik ktory wszystko przepijał,a jak dostał spadek po ojcu to tysiąc zlotych dał a reszte przechlał.Matka umie przychodzić i się żalić na mężusia a jak jej powiedziałam,że jak jej źle to po co z nim tyle lat siedzi -mogła się rozwieść to zamknęła się.No co bym nie zrobiła to ciągle źle.Nie miałam nigdy swojego życia,nie chodziłam na dyskoteki,do szkoły ubierana byłam jak stara baba bo tatuś musiał mieć na piwo i papierosy,a i nawet jak miałam lat 20 to musiałam o 23godz.przychodzić do domu.Dla mnie to była męczarnia!Aż w końcu poznałam mojego partnera i nagle ujrzałam światełko w tunelu,ale oczywiście cudowna mamusia nie polubiła go od początku,bo prawie 10l.starszy,bo dla niej brzydki i nie bogaty a i że sierota bo rodzice umarli.Nie liczyło się że mi się podoba i że chce być z nim.Ciągle było nie tak bo wracałam nad ranem,albo.w cale chociaż miałam 24l.Potem źle,że mieszkaliśmy ze sobą i już byłam najgorsza bo przed ślubem mieszkamy i Bóg wie co robimy (a ona wpadła przed ślubem w wieku 21l.).Nie wytrzymałam,spakowałam się i tyle mnie widziała.Po drodze popełniłam parę błędów,za które płacę a właściwie spłacam...Oczywiście partner też mnie skrzywdził i gdyby nie dziecko to już bym go nie znała.Ale stwierdziłam że każdy zasługuje na drugą szansę tym bardziej że widzę jego starania.Generalnie to jestem między młotem a kowadłem.Na rodziców nie mogę patrzeć,bo zamiast stać po mojej stronie to jeszcze mi się obrywa.A i partnerowi nie ufam na tyle żeby pójść za nim,bo boję się że nie będziemy mogli się dogadać i zostane z dzieckiem na lodzie.Czasem mam wszystkiego dosyć i najchetniej wzięła bym dziecko i uciekła z tąd daleko,tylko ani nie ma gdzie,ani za co.Życie ciągłych nerwach to nie dla mnie.Płace za to cene wysoką- zaczyna mnie wszystko boleć w klatce piersiowej.Nie umiem zdecydować co dalej.Nikt mnie nie rozumie,jestem znerwicowana i nie wiem co robic?!Ktoś kto nie jest w takiej sytuacji to nie zrozumie.Jedni pomyślą,że przecież to matka i chce dla mnie najlepiej,ale ja się pytam za jaką cene????Do końca życia mam żyć pod jej dyktando i bez swojego zdania?Ja tak nie chce!!!Nie nawidze swojego życia!!!