Poznają się...
Pierwsza rozmowa...
Spotkanie...
Spacery...
Dotyk i pocałunek...
Wspólne planowanie przyszłości...
Wspólne marzenia...
Ślub...
Może dzieci...
...ale powoli czar pryska. Coś się zaczyna psuć, coś pękać.
...kłótnia.
...kolejne awantury.
...płacz i złość.
i w końcu rozwód.
Czy w Kościele jest miejsce dla rozwiedzionych? Wiele krąży na ten temat stereotypów, wiele przekłamań i nadinterpretacji.
Po pierwsze - sakramentalne małżeństwo jest węzłem nierozerwalnym.
Jan Paweł II w jednym ze swoich przemówień do Trybunału Roty Rzymskiej (taki kościelny Sąd Najwyższy) jasno powiedział, że jeśli małżeństwo jest ważnie zawarte, jeśli zostało dopełnione - to nawet on, jako Papież, nie ma władzy rozwiązać go.
Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela...
Ale życie różnie się układa, do tego dochodzi nasz talent w komplikowaniu sobie życiowej drogi. I do rozwodów dochodzi. Jest ich coraz więcej, w coraz większym stopniu dotyczą katolików.
Czy taka osoba nadal jest w Kościele? Oczywiście, że tak. Dziwią mnie wszystkie teksty, że "dla mnie nie ma już miejsca w Kościele". Miejsce jest, bo o przynależności do Kościoła świadczą dwie rzeczy: po pierwsze trzeba być człowiekiem, po drugie - trzeba zostać ochrzczonym. Człowiekiem jest się zawsze, chrzest to znamię niezmywalne, więc kto raz został włączony do Kościoła, jest w nim już na wieczność.
Jak wygląda kwestia przyjmowania sakramentów? Hmm... tutaj jest problem. A właściwie nie - nie ma problemu - sytuacja jest jasna. Tylko dla wielu, ciężka do przyjęcia. Najpierw ta trudniejsza sytuacja - ślub-rozwód-kolejny ślub... no cóż. Tutaj nie ma co kombinować. Taka osoba żyje w grzechu i nie może przyjmować sakramentów. Zdaję sobie sprawę z dramatu, jaki często przeżywają takie osoby... ale Bóg sprawę postawił jasno: Kładę przed Tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. My mamy wybrać i jeśli ktoś w swojej wolności dokonuje takiego a nie innego wyboru... powinien być gotowy ponieść tego konsekwencje.
A jeśli po rozwodzie osoba nie wstępuje w związek małżeński? Tutaj należy wyjść od tego, co jest przyczyną rozwodu. Bo jeśli był to jedyny sposób, żeby zapewnić jednemu z małżonków bezpieczeństwo zdrowia czy życia, zapewnić bezpieczeństwo i właściwy rozwój dziecku - to rozwód cywilny jest możliwy, chociaż takie osoby w oczach Kościoła dalej tak naprawdę będą małżeństwem. Osoba, która nie zawiniła w procesie rozkładu małżeństwa (chociaż wiadomo, że zawsze, choćby nie wiem co, wina leży po obu stronach - ale przyjmijmy, że w tym wypadku po jednej w stopniu minimalnym) nie ponosi odpowiedzialności moralnej. Rozwodnicy dalej mogą przyjmować sakramenty i żyć aktywnie w Kościele. Wspólnota Kościoła stara się ich wspierać i pomagać.
Problem narasta i właściwie to nie ma jednoznacznego sposobu rozwiązania go. Coraz głośniej mówi się o wprowadzeniu rozwodów kościelnych, mówił o tym nawet emerytowany kardynał Marinni. Szkoda, chyba na starość już mu się co nieco poprzestawiało... Właśnie całe piękno małżeństwa polega na tym, że jest jedyne w swoim rodzaju, że jest tylko jedno. I że jest nierozerwalne.
Niektórzy próbują cwaniakować mówiąc, że jak się ma pieniądze, to można załatwić stwierdzenie nieważności małżeństwa w sądzie biskupim. Rzeczywiście taka instytucja istnieje i jest coraz bardziej oblegana. Ale ona tylko STWIERDZA NIEWAŻNOŚĆ - nie unieważnia. Kościół stwierdza, że małżeństwo nigdy nie zaistniało - ale o takich wypadkach w innej notce...
Czasem znajdzie się jakaś patologia, gdy uda się za pieniądze coś załatwić. Prawdę mówiąc tacy małżonkowie są żałośni, bo po co to robią? Co z tego, że przekupią czy oszukają księdza, biegłych, lekarzy i biskupa? Dostaną papierek? Dalej będą żyli w kłamstwie, grzechu a cały proces kanoniczny powinien być unieważniony. Więc są na minusie :]
Ja bym wprowadził porządne nauki przedmałżeńskie. Ale takie na serio, serio... najlepiej w formie rekolekcyjnej. Właściwie to coraz więcej takich wyjazdów, gdzie wykwalifikowani ludzie przekazują naprawdę wartościowe informacje. Bo trzeba pokazać ludziom, że małżeństwo, że drugi człowiek to nie zabawka - to poważna decyzja na całe życie. I trzeba podejść do tego odpowiedzialnie. Nie ma Miłości bez Mądrości.
obrazek z www.fronda.pl