FilmComment- grafomaństwo kinomaniaka...Kategorie: Film i Telewizja Liczba wpisów: 27, liczba wizyt: 48431 |
Nadesłane przez: Kony dnia 28-05-2014 21:11
OBECNOŚĆ
Horrory- twory filmowe stworzone, aby ludzie nie spali zbyt spokojnie w nocy. Gatunek ten pokazuje, że ludzie lubią się bać! Sam się sobie dziwie, kiedy podejmuję decyzję o zapoznaniu się z kolejnym strasznym dziełem filmowców- siedzę przed ekranem spięty i tylko czekam, aż coś wyskoczy z mroku… Co ciekawe, zwykle nie dzieje się nic przerażającego. Nastawiam się na traumatyczne przeżycie, odstawiam piwo aby nie uronić kropli i co? I nic… W części filmów lansowanych na przerażające owszem, zdarzają się sceny, kiedy podskoczę w fotelu, ale niestety częściej z zaskoczenia niż przerażenia. Tym bardziej z nadzieją podchodziłem do „Obecności” Jamesa Wana- rekomendacje znajomych i wysokie oceny na portalach branżowych sprawiły, że ponownie pełny nadziei i rodzącej się trwogi wciskałem przycisk play…
Od razu na wstępie muszę zaznaczyć jedno- fabuła jest oklepana jak schabowy z kiepskiej knajpy! Nie będę się rozpisywał, bo opis filmu można z łatwością odnaleźć w sieci. Rzucę tylko kilka haseł: nawiedzony dom, wielodzietna rodzina, medium, badacze zjawisk paranormalnych i wszędobylska ciemność. Jednak ileż to już razy ten schemat gościł na wielkim ekranie? I tutaj zaskoczenie- choć pomysł pozornie oklepany, to naprawdę dobrze zrealizowany! Poza tym po co zmieniać coś, co zawsze działa? Przecież wzór opisany powyżej zawiera to, czego się boimy…
Poza tym w filmie wykorzystano kilka ciekawych pomysłów. Oczywiście nie mogę wszystkiego zdradzić, żeby nie pozbawiać przyszłego widza przyjemności, ale uchylę rąbka tajemnicy- główna historia przeplatana jest wcześniejszymi przypadkami, którymi zajmowali się bohaterowie, co dodaje nieco głębi całej fabule. Dodatkowo akcja filmu rozgrywa się w latach 70-tych, więc bohaterowie nie mogą posiłkować się telefonami komórkowymi czy dostępem do internetu. W takich warunkach dużo trudniej wezwać pomoc i uzyskać dostęp do potrzebnych informacji.
Dość o historii, przejdźmy do technikaliów, bo akurat one w przypadku horrorów są bardzo istotne. Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę dobra i sprawia, że na rękach pojawia się gęsia skórka. I choć nie ma co liczyć na coś niestandardowego to też nie ma się specjalnie do czego przyczepić. Gra świateł stoi na wysokim poziomie i nie ma obaw- dostrzeżemy to, co powinniśmy. Sceny są porządnie zmontowane i dynamiczne, sporo dzieje się w drugim planie a niektóre ujęcia są zaskakująco pomysłowe. Ogólnie jest bardzo dobrze.
Gra aktorska również trzyma odpowiednio wysoki poziom. Nikt nie wykazuje się wybitnym aktorstwem, ale też sam film tego nie wymaga. Kluczowe jest to, że wszyscy są w swoich rolach przekonywujący. Mogę wyróżnić Lili Taylor (rola matki), ponieważ musiała się napracować i dobrze wywiązała się ze swoich obowiązków.
Ależ się rozpisałem, czas na podsumowanie. Film pozytywnie zaskoczył mnie tym, że był autentycznie interesujący! Nie pamiętam, kiedy oglądałem horror z ciekawą i nie oczywistą fabułą- chyba od pierwszego Ringu mi się to nie zdarzyło. Niby wszystko gra, ale mam z filmem „Obecność” pewien problem- choć trzyma w napięciu i poczuciu niepewności, to najzwyczajniej w świecie mnie nie wystraszył! Zabrakło mi momentu, kiedy bym podskoczył w fotelu. Brak mi sceny, która wżarła by mi się w podświadomość i wracała przed snem… Cóż, widać nie można mieć wszystkiego. Jednak w ogólnym rozrachunku dzieło pana Wana polecam- jest to jeden z lepszych filmów grozy, jakie pojawiły się w ostatnich latach. I jestem przekonany, że niejedna osoba będzie przerażona…
MOJA OCENA: 8/10
Nadesłane przez: Kony dnia 25-05-2014 22:58
Witam Szanowny Czytelniku!
Niezmiernie miło ponownie Cię gościć w mych skromnych progach. Uprzedzam, że kończący się tydzień był bardzo pracowity więc wpis jest późny i może zawierać treści logicznie niesprawne i maślano maślane- ciągle regeneruję akumulatory. Ale chciałem się pochwalić, gdyż nawet przez chwilę o Tobie nie zapomniałem, Drogi Czytelniku. Pewnie zastanawiasz się, cóż to robiłem, że przy ostatniej godzinie tygodnia nadal trwa regeneracja mego autorskiego organizmu? Jeśli się nie zastanawiasz, to i tak się z Tobą tą wiedzą podzielę- cóż, deal with it…
Oryginalny strasznie nie będę, bo zaangażowała mnie poważnie praca. Niedawno rozpocząłem nowy rozdział zawodowy w swoim średnio długim życiu i jak to mówi pewien pseudo-polski pseudo-celebryta: nie ma opie… się!!! Trzeba się wykazać, co by kierownictwo łaskawym okiem patrzyło na wszelkie ułomności zawidziane w przyszłości… Ale jaki to był tydzień: nowe doświadczenia, pierwsze małe sukcesy i odrobina satysfakcji! I nawet trochę posmaruję- ekipa w pracy daje pozytywnego kopa, możesz mi, Czytelniku, zadrościć… No ale dobra, starczy słodzenia, wazelina nie jest w moim stylu. Nadciąga kolejny tydzień pracy, końcówka miesiąca i trzeba działać!
Ale, ale- w środę pojawi się następna recenzja filmowa.
Przecież tak się umawialiśmy i to się nie zmieni, niezależnie od nawału pracy. Ponownie postaram się nieco Cię zaskoczyć, więc znowu diametralnie zmieniamy klimat- będzie strasznie! Będzie ciemność, klątwa, stary dom i krzyk! Wielu mówi, że horror to iście niebanalny i najlepszy, jaki w ostatnich latach pojawił się na światowych ekranach. Czy jest tak w istocie? Cóż, poczekaj cierpliwie do środy, a z chęcią podzielę się swoją skromną opinią…
Nadesłane przez: Kony dnia 21-05-2014 21:08
DRIVE
Produkcja nie jest najświeższa- premiera światowa miała miejsce w maju 2011 roku. U Nas w Polszy pojawiła się nieco później (dokładnie we wrześniu 2011) i przeszła bez echa jak ogromna liczba produkcji wartych uwagi.
Od razu zaznaczę, że do filmu podchodziłem z czystą głową- nie wiedziałem o nim nic ponad to, że zapoznałem się z opisem producenta, oceną na jednym z popularnych portali i obsadą. Jako, że motoryzację uwielbiam, a dodatkowo film nie jest zbyt długi, otworzyłem piwko, zrobiłem popcorn i z drugą połówką (domniemanie tą lepszą) zasiadłem do oglądania.
Jak każdy logicznie myślący człowiek spodziewałem się dynamicznych pościgów, palonej gumie w ogromnych amerykańskich krążownikach i wyciu policyjnych syren. Już pierwsze kadry wypełniły me serce nadzieją na niezapomniane przeżycia- produkcja stylizowana jest na dawne kino amerykańskie. Od razu do głowy przyszedł mi klasyk- Bullit! Jednak Drive nie jest kinem drogi i różnice są dość znaczne.
Po kilku minutach jednego byłem pewny- ścieżka dźwiękowa i sam montaż (nie tylko dźwięku) urywają głowę! Kino starej szkoły, gdzie nie uświadczymy efektów specjalnych czy obrabiania komputerowego! Świetna robota na każdym szczeblu! Co najważniejsze, to wrażenie nie opuszcza widza aż do ostatniej sceny- produkcja złożona jak idealnie pracujący silnik.
Duże brawa należą się także za grę aktorską, i to nie tylko dla Ryana Goslinga, który jest odtwórcą głównej roli. Aktorzy drugoplanowi (w szczególności Albert Brooks, Carey Mulligan i Bryan Cranston) wykonali świetną robotę. Nie znaczy to, że reszta się nie popisała, po prostu kreacje tych aktorów zrobiły na mnie największe wrażenie i najbardziej zapadły mi w pamięci.
Dodatkowo sam film zaskakuje- sceny przemocy są naprawdę soczyste i mocne, w dodatku pokazane mało Hollywoodzko- po prostu, jak ktoś dostaje w mo…ę a potem mokasynem po łbie istnieje raczej małe prawdopodobieństwo, że po chwili wstanie i z uśmiechem będzie kogoś sam okładał. Coś jak w życiu…
Jest jedna rzecz, która po obejrzeniu wyjątkowo mnie zaskoczyła i nie daje mi spokoju. Mianowicie, nie jestem w stanie zidentyfikować się z głównym bohaterem. Zwykle jest odwrotnie- jak facet zabija gangsterów na ciekawe sposoby, człowiek w duchu się uśmiecha i wmawia sobie, że sam by ich chętnie pochlastał na kawałki, potem wsiadł do kapitalnej fury i odjechał w stronę zachodzącego słońca. Jednak obserwując poczynania bohatera granego przez Ryana Goslinga miałem, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia. Ten gość trochę mnie przeraża… I muszę powiedzieć, że jest to kolejna rzecz, która wyróżnia ten film pośród innych filmów akcji. Takich smaczków jest więcej, i za to takie filmy trzeba doceniać!
Żeby się nie rozpisywać postaram się o podsumowanie. Może ono zaskakiwać, ale wciąż nie mam pewności co do tego, jak bardzo „Drive” mi się podobał. Jest w tej produkcji coś, przez co nie wiem jak bardzo powinienem być zadowolony. Niezależnie od tego uważam, że ten film po prostu TRZEBA OBEJRZEĆ i wyrobić sobie własne zdanie na jego temat. I jak ze wszystkim, co nietypowe- sporej grupie ludzi się nie spodoba. Niech największym wabikiem dla Was, Czytelników, będzie to, że po zakończonym seansie pomyślałem o filmach Michaela Manna- większej zachęty nikt nie powinien potrzebować…
MOJA OCENA: 7,5/10